Przypomnijmy, 2 lipca Mateusz Morawiecki powiedział: "Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii. To jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się go bać. Trzeba pójść na wybory tłumnie 12 lipca". W kontekście tych słów Bogdan Rymanowski zapytał szefa resortu, co jest przyczyną gwałtownego wzrostu przypadków. "Nigdy nie powiedziałem, że epidemia ma się kończyć. Pan premier mówił, że wirus jest w odwrocie, wtedy było kilkadziesiąt zakażeń dziennie. Był to ewidentny wielodniowy spadek" - oświadczył Szumowski. 2 lipca, gdy padły słowa premiera, dobowych zakażeń było 371. Nie znajduje potwierdzenia również teza, jakobyśmy mieli wówczas do czynienia z "wielodniowym spadkiem". Było wręcz przeciwnie - liczba zakażeń rosła. 28 czerwca - 193 nowe przypadki, 29 czerwca - 247, 30 czerwca - 239, 1 lipca - 382, 2 lipca - 371. Łukasz Szumowski w Polsat News zapewnił, że ostatnie wzrosty zakażeń nie mają żadnego związku z lipcowymi wyborami prezydenckimi. Liczbę przypadków tłumaczył szeroko zakrojonymi badaniami przesiewowymi w zakładach pracy. (mim)