Trzech funkcjonariuszy, którzy zostali trafieni w twarz kawałkami wybitych szyb, wymagało hospitalizcji - sprecyzowała policja. Według jej szacunków w jednej manifestacji, która odbyła się w sobotę w centrum Berlina, wzięło udział 20 tys. osób: "wolnomyśliciele", antyszczepionkowcy, zwolennicy teorii spiskowych i sympatycy skrajnej prawicy - podaje agencja AFP. Demonstranci, z których większość nie miała na twarzy maseczek ochronnych i nie przestrzegała dystansu społecznego, wynoszącego w Niemczech 1,5 m, ruszyli w kierunku Bramy Brandenburskiej. Policja zaczęła rozpraszać protestujących późnym popołudniem, ale setki pozostały do późnego wieczora pod Bramą. Policja wniosła skargę na organizatora zgromadzenia za "nieprzestrzeganie zasad higieny" w dobie pandemii koronawirusa. Podczas osobnej demonstracji antyfaszystowskiej w dzielnicy Neukoelnn na południu berlińskiej aglomeracji, protestujący obrzucili policję kamieniami, odpalili sztuczne ognie i uszkodzili dwa radiowozy i biura lokalnej partii. Kilku policjantów zostało rannych, w tym trzech hospitalizowano. Łącznie w sobotę w miejscach protestów rozmieszczono 1100 funkcjonariuszy policji. Jak podaje AFP, w niedzielę pod Bramą Brandenburską również zebrało się kilkuset demonstrantów. Większość miała na twarzach maski i przestrzegała dystansu społecznego. Politycy skrytykowali sobotni wiec, uznając go za nieodpowiedzialny. "Tak, protesty powinny być możliwe w czasie koronawirusa, ale nie w ten sposób" - oświadczył minister zdrowia Jens Spahn, podkreślając konieczność przestrzegania reguł dystansu społecznego i zasad higieny.