- Z perspektywy naszego powiatu wyraźnie odczuwamy wzrost liczby pacjentów w oddziale chirurgicznym. Oczywiście przyjmujemy pacjentów do zabiegów ostrych i pilnych na bieżąco, natomiast zgłaszają się też do nas pacjenci do zabiegów planowych z rejonów, których do tej pory nie zabezpieczaliśmy, co wskazuje, że rzeczywiście brakuje tutaj w okolicy funkcjonujących oddziałów chirurgicznych. Oddziały wewnętrze także są w pełni obłożone, u nas również - podkreślił dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej w Wągrowcu dr Przemysław Bury. Wskazał, że placówka ma łącznie 106 miejsc ogólnoszpitalnych (z tego 32 łóżka na potrzeby pacjentów covidowych) i 38 miejsc w Zakładzie Opiekuńczo Leczniczym. Nie ma pediatrii ani oddziału noworodkowego - Nie prowadzimy chwilowo pediatrii, nie prowadzimy oddziału położniczo-ginekologicznego i w związku z tym także oddziału noworodkowego, bo te łóżka są po prostu przekształcone w miejsca dla pacjentów zakaźnych. W dalszym ciągu utrzymujemy 30 takich miejsc (w tym dwa respiratorowe), plus dwa miejsca tzw. buforowe. Na dzisiaj tych pacjentów mamy 17, przy czym jeszcze tydzień temu o tej porze było ich 7-8, tak więc odczuwamy już pomału także wzrost, napływ pacjentów z V fali, czyli tzw. omikronowej - zaznaczył. Dyrektor powiedział, że pacjenci, którzy z powodu czasowego zamknięcia oddziałów nie uzyskają pomocy w Wągrowcu, są kierowani do najbliższych placówek, które te oddziały prowadzą. Pacjentki np. do szpitala w Chodzieży, a dzieci do szpitala dziecięcego w Poznaniu. Kluczowe oddziały przekształcone w covidowe - Właściwie z siedmiu oddziałów, które prowadzimy, trzy, te najmniejsze, są przekształcone w miejsca dla pacjentów zakaźnych. Interna, chirurgia, oddział ratunkowy oraz oddział anestezjologii i intensywnej terapii pracują normalnie, oddział dziecięcy, położniczo-ginekologiczny i noworodkowy są zawieszone - w 100 proc. te miejsca są dla pacjentów zakaźnych - powiedział. Bury pytany, czy ze względu na pandemię pacjenci nadal zwlekają z udaniem się do lekarza, odpowiedział, że "przy obecnej fali pandemii takich oporów przed korzystaniem z pomocy w szpitalu, hospitalizacji, lecznictwa stacjonarnego - przynajmniej tutaj, w naszym powiecie, regionie - już nie odczuwamy". - Ale takie obawy były wyraźnie widoczne przy pierwszy falach. Teraz nastąpiło już jakby trochę "przyzwyczajenie", "oswojenie" się z pandemią" - stwierdził. Przepełnione oddziały nie mogą dalej przyjmować pacjentów Na trudną sytuację w szpitalach powiatowych zwrócił uwagę także z-ca dyrektora ds. lecznictwa Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Obornikach lek. med. Maciej Hess. - W związku z tym, że jesteśmy jedynym w tej chwili szpitalem na terenie trzech powiatów, który funkcjonuje dla pacjentów niecovidowych, a co więcej, część naszych łóżek także zostało zabranych, przekształconych na oddział covidowy, który my także mamy w szpitalu - to sytuacja jest trudna - ocenił. Poinformował, że 30 łóżek internistycznych zostało 20 i tyle samo z 30 łóżek chirurgicznych. - Łóżek mamy mniej, a pacjentów już nie tylko z naszego powiatu, ale teraz także z powiatów szamotulskiego i czarnkowsko-trzcianeckiego - dodał. Hess zaznaczył, że oddziały w jego szpitalu są przepełnione i nie mogą przyjmować pacjentów. "Pacjenci boją się przychodzić do szpitala" - Co do oceny, czy pacjenci trafiają do nas w cięższym stanie niż w czasie sprzed pandemii - trudno jednoznacznie powiedzieć. Na pewno zauważamy trend, że pacjenci zasadniczo później trafiają do szpitala, bo tak naprawdę boją się przychodzić - z różnych względów - wiedząc, że możemy ich nie przyjąć, że mogą się zderzyć z wirusem. Mieliśmy też już takie sytuacje, że na oddziałach niecovidowych pojawiały się ogniska koronawirusa, ponieważ np. pacjenci ukrywali swoje objawy - mówił. Hess zaznaczył, że problemem są również braki kadrowe, brak odpowiedniego wsparcia dla placówki, kiedy w związku decyzjami wojewody na szpital nakładane są dodatkowe zadania. - Szamotuły miały szpitalny oddział ratunkowy, który został zamknięty dla covidu, w związku z tym wszystkie stany nagłe, które były opatrywane na SOR-ze trafią teraz do Obornik, a my tu mamy izbę Przyjęć - musieliśmy zatrudnić dodatkowego lekarza, który tutaj do południa nam pomaga, bo inaczej byśmy byli niewydolni - powiedział.