Jak opisują cytowani pasażerowie, w terminalu 2 panował kompletny chaos - czynne były tylko dwa punkty kontroli granicznej, czego efektem były potężne, bardzo powoli posuwające się do przodu kolejki. To z kolei powodowało, że trudno było zachować dystans społeczny, a na domiar złego nie było żadnego podziału między pasażerami, którzy z przylecieli z krajów z tzw. czerwonej listy a pozostałymi. Według ich relacji, dopiero po dłuższym czasie dostarczono czekającym po kilka godzin ludziom wodę, a były też sytuacje, że kobiety, siedząc na podłodze, karmiły piersią swoje dzieci. Jak podaje "Daily Mail", obsługa punktów kontroli granicznej była niedostosowana do zaistniałej w niedzielę sytuacji, gdy w krótkim czasie przyleciało 10 samolotów. Niewystarczająca liczba personelu była z kolei efektem przyjętych procedur epidemicznych, zgodnie z którymi pracownicy straży granicznej mają funkcjonować w stałych 10-osobowych bańkach, tak aby nie mieszali się między sobą. W efekcie w czasie zwiększonego ruchu pasażerskiego trudno dostosować do tego liczbę obsługującego ich personelu. Władze lotniska Heathrow winą za tę sytuację obarczyły podległą ministerstwu spraw wewnętrznych straż graniczną. "Nie mieli zarezerwowanego testu na obecność koronawirusa" "Kiedy na granicy wprowadzono dodatkowe środki, zgodziliśmy się z rządem, że musi on wesprzeć straż graniczną, aby zapewnić odpowiednią liczbę urzędników na służbie w celu zminimalizowania kolejek w hali przylotów. Jest godne głębokiego ubolewania, że straż graniczna nie była w stanie zapewnić odpowiednich zasobów, pomimo naszych licznych prób zwrócenia uwagi na konsekwencje braku takiego działania. Pozostawianie przylatujących pasażerów w wielogodzinnych kolejkach jest całkowicie nierozsądne i żadne lotnisko nie ma takiej przestrzeni, aby trzymać przylatujących pasażerów w kolejkach z zachowaniem dystansu społecznego przez ponad cztery godziny, jak to miało miejsce w ostatnich tygodniach" - napisało kierownictwo Heathrow. Ministerstwo spraw wewnętrznych zaprzeczyło, by czynne były tylko dwa punkty kontroli, ale wyjaśniło, że przyczyną zaistniałej sytuacji było to, iż duża liczba pasażerów przyleciała, nie mając zarezerwowanych testów na obecność koronawirusa. Zgodnie z obowiązującymi od dwóch tygodni regulacjami wszyscy przylatujący do Anglii muszą przedstawić negatywny wynik testu na obecność koronawirusa, a dodatkowo mieć zarezerwowane dwa kolejne testy - w drugim i ósmym dniu po przylocie. Dodatkowo podróżni z 33 krajów wysokiego ryzyka epidemicznego muszą odbyć 10-dnioową płatną kwarantannę w wyznaczonych hotelach.