W Wielkiej Brytanii mieszka ponad 900 tys. Polaków, z których wielu jest zatrudnionych w fabrykach i punktach usługowych. Te z kolei są najbardziej dotknięte kryzysem wywołanym koronawirusem, m.in. przez wymuszone przez rząd zamknięcie wielu sklepów, restauracji, pubów i kawiarni. Zgodnie z zaleceniami brytyjskich władz, otwarte powinny zostać jedynie podstawowe sklepy i usługi, które zostały uznane za niezbędne dla funkcjonowania gospodarki i społeczeństwa. Brakuje wsparcia dla samozatrudnionych "Wielu Polaków ma niepełne etaty, pracuje na czarno lub bez formalnego wykształcenia kierunkowego, przyjmując pracę dorywczą w sektorach o niskim poziomie kwalifikacji" - wyliczyła Barbara Drozdowicz. Jak podkreśliła, "wrażliwość takiego pracownika - sprzątaczek, budowlańców, fryzjerek - na tak radykalne zmiany jest bardzo wysoka". Jednocześnie ekspertka dodała jednak, że "niektóre z tych sektorów - jak przetwórstwo żywności, rolnictwo, opieka socjalna - stały się w tym momencie kluczowe". Dzięki temu zatrudnienie w tych branżach powinno utrzymać się na stabilnym poziomie lub wręcz wzrosnąć w wyniku odpowiedzi na rosnący popyt. Szefowa EERC przyznała też, że obecny kryzys stanowi także wyzwanie dla tysięcy Polaków, którzy prowadzą własne firmy. Jak zaznaczyła, brytyjski rząd przedstawił szereg rozwiązań dla małych i średnich firm - m.in. przez zawieszenie opłat publicznych (tzw. business rates), a także uruchomienie gwarantowanych przez budżet państwa pożyczek - ale wciąż brakuje programu wsparcia dla osób samozatrudnionych. Minister finansów Rishi Sunak zapewniał we wtorek w brytyjskiej Izbie Gmin, że jego resort pilnie pracuje nad odpowiednimi rozwiązaniami. Najważniejsze dotarcie do odpowiedniej pomocy "Najważniejszym pytaniem dla nas jest to, czy ludzie będą wiedzieli jak dotrzeć do odpowiedniej pomocy. Najwięcej zgłoszeń napływa od osób, które zostały postawione w sytuacji nagłego braku dochodu" - tłumaczyła ekspert. Dodała, że konieczne jest "ratowanie się nawet tymczasowe - na przetrwanie - aby uniknąć efektu domino, który mógłby poskutkować na przykład utratą mieszkania i dalszymi problemami". Wcześniej brytyjskie władze zapewniały, że wprowadzą mechanizmy blokujące na co najmniej trzy miesiące próby eksmisji lokatorów - tak, aby uniknąć ich wykonywania na osobach, które przechodzą przez chwilowe problemy finansowe wywołane koronawirusem. "Częstym problemem jest jednak kiepska znajomość języka angielskiego, co utrudnia zrozumienie rządowych komunikatów lub skuteczne wystąpienie o odpowiednie wsparcie" - powiedziała Barbara Drozdowicz, apelując, aby takie osoby zwracały się do specjalistycznych organizacji pomagających w tym procesie. Jak dodała, wiele osób może spróbować skorzystać z tzw. Universal Credit (ogólnego programu świadczeń socjalnych), ale "to może być utrudnione dla osób, które są w Wielkiej Brytanii krótko, mają nierówną historię zatrudnienia, nie opłacały wszystkich składek lub mają nieuregulowany status imigracyjny". Co najmniej do końca roku Polacy mogą wciąż przebywać w Wielkiej Brytanii na mocy unijnej swobody przepływu osób, ale po upływie okresu przejściowego zachowanie pełni praw po brexicie - w tym do zasiłków - będzie uzależnione od posiadania statusu osoby osiedlonej (tzw. settled status). Trwa rządowa akcja powrotów do Polski W poniedziałek służby prasowe ambasady RP w Londynie poinformowały o ograniczeniu świadczenia pomocy konsularnej jedynie do sytuacji nagłych, wyjątkowo pilnych i wymagających niezwłocznego działania, zawieszając przyjmowanie wniosków paszportowych oraz umawianie wizyt w sprawach obywatelskich i prawnych. Osoby, które są zainteresowane opuszczeniem Wielkiej Brytanii, wciąż mogą skorzystać z organizowanej przez polski rząd akcji #LOTDoDomu, w ramach której organizowane są awaryjne loty pasażerskie z Londynu. Osoby przylatujące do Polski będą jednak poddane dwutygodniowej kwarantannie domowej. W związku z zawieszeniem połączeń międzynarodowych nie ma jednak obecnie rejsowych lotów powrotnych. Redakcja Polska Deutsche Welle