Pani Katarzyna czekała na tatę, który od miesiąca przebywał w miejscowości pod Pekinem u swojego syna. Jej brat, który w Chinach jest nauczycielem, postanowił tam zostać i poczekać na rozwój sytuacji. Tata wrócił natomiast zgodnie z planem. Jak mówiła, przed wejściem na pokład wypełniał mnóstwo dokumentów i został przebadany. Jak mówiła pani Katarzyna, w Chinach jej rodzina była pod kontrolą służb. "W każdym bloku mieszkalnym stoi ekipa, która przez całą dobę sprawdza stan zdrowotny, temperaturę wszystkich, którzy wchodzą. Odkażają autobusy, odkażają metro. Mam wrażenie, że jest dobrze. Myślę, że mogą się czuć bezpiecznie" - relacjonowała. Ponadto - jak dodała - za chodzenie bez maski ochronnej można zostać ukaranym mandatem. Na warszawskim lotnisku kobieta spodziewała się większej kontroli. Nie była pewna, czy będzie mogła z tatą wrócić do domu w Toruniu. Po tym, jak przywitała się z nim, razem opuścili jednak lotnisko. Powracający z Chin byli spokojni, ale też zmęczeni podróżą. Odmawiali komentarza dziennikarzom.