COVID-19 znów przybrał na sile w Europie. We Francji, Włoszech, Hiszpanii czy Niemczech odnotowuje się po 100 tys. przypadków koronawirusa dziennie. Dlaczego liczba zakażeń po raz kolejny rośnie, choć przeszliśmy już kilka zwyżek zachorowań, a wiele osób przyjęło szczepionki? - To wynik dominacji kolejnego wariantu koronawirusa, obecnie jest nim subwariant Omikronu BA.5 zmieszany z BA.4, który charakteryzuje się mniejszą odpornością krzyżową. Oznacza to, że jeśli zaraziliśmy się Omikronem BA.1 czy BA.2 to nie mamy dobrej ochrony przeciwko BA.4 czy BA.5. Ten nowy wariant ma też większą infekcyjność - tłumaczy dr Franciszek Rakowski, kierownik zespołu modelującego ICM Uniwersytetu Warszawskiego, członek zespołu ds. monitorowania i prognozowania epidemii przy ministrze zdrowia. Szczyt w połowie sierpnia. Nawet 400 tys. przypadków dziennie W Polsce liczby są o wiele niższe, niż te notowane na zachodzie Europy, bo znacznie spadła liczba wykonywanych testów. Jednocześnie szczyt zakażeń wciąż jest przed nami. Przypadnie on na drugą połowę sierpnia lub początek września. Jak mówią Interii specjaliści zajmujący się modelowaniem rozwoju pandemii, choć oficjalnie prezentowane liczby mogą wynieść kilkanaście tysięcy przypadków dziennie, to rzeczywiste dane będą o wiele, wiele większe. - Z naszych modeli wynika, że w szczycie rzeczywista liczba zakażeń może wynosić nawet 400 tys. dziennie - mówi Interii dr Franciszek Rakowski. Swoje prognozy przygotowuje dla Ministerstwa Zdrowia także MOCOS (Modeling Coronavirus Spread). Ich model mówi maksymalnie o 350 tys. zakażeń dziennie. - Dane rejestrowane w Polsce wyglądają na niskie w porównaniu do tych z Wielkiej Brytanii czy Niemiec, ale tylko dlatego, że u nas tzw. ciemna liczba - czyli rzeczywista, nieuchwycona w statystyce liczba zakażeń - jest bardzo wysoka. Szacujemy, że kiedy mamy potwierdzone 2 tys. zakażeń, to realnie jest ich między 40 a 50 tys. - informuje Interię szef grupy MOCOS prof. Tyll Krüger. MOCOS wyliczył też, że w Polsce na zakażenie subwariantem BA.5 podatnych jest około 60 proc. osób. To sporo, ale są też dobre wiadomości. - Zdecydowana większość populacji jest uodporniona na ciężki przebieg COVID-19. Dzięki szczepieniu albo poprzez zakażenie mamy pamięć immunologiczną, nawet jeśli nie mamy przeciwciał - tłumaczy prof. Krüger. Tragedii w szpitalach nie będzie Choć dane dotyczące rzeczywistej liczby zakażeń są wysokie, specjaliści uważają, że przełożą się one na trudną sytuację w szpitalach. - W letniej fali zajętość łóżek covidowych wyniesie kilka tysięcy. Nasze najczarniejsze scenariusze mówią o 9 tys. hospitalizacji. Absolutne nie powinno dojść do paraliżu w służbie zdrowia spowodowanej przeciążeniem szpitali - zauważa dr Rakowski z UW. Prognozy MOCOS-u mówią o około 6 tys. hospitalizacji. Najczarniejszy scenariusz to 10 tys. pacjentów covidowych w szczycie. Trudno tu o dokładne szacunki, bo na razie brakuje danych o długości pobytu w szpitalu pacjenta zakażonego subwariantem BA.5. Specjaliści nie spodziewają się także wielu zgonów. - Szacujemy między 50 a 100 zgonów dziennie w szczycie letniej fali - mówi prof. Tyll Krüger. Ale jak dodaje, raczej nie zobaczmy jej w oficjalnych statystykach, bo znacząco spadła liczba testów wykonywanych w szpitalach. - Podam przykład. W poprzednich falach osoba, która chorowała na nowotwór, zakaziła się w szpitalu - co potwierdził test i zmarła w ciągu 30 dni, była zaliczana do covidowej statystyki. Teraz, jeśli nagle nie dojdzie do pogorszenia stanu zdrowia, pacjent może w ogóle nie zostać przetestowany pod kątem COVID-19. Będziemy mieć w szpitalach wiele zgonów, za które covid będzie współodpowiedzialny, ale bez testów nie zobaczymy ich w statystykach - tłumaczy. Po fali letniej jesienna. Szczyt na przełomie listopada i grudnia - Szacujemy, że w trakcie obu fal - letniej i jesiennej - potencjał śmiertelności nadmiarowej to maksymalnie kilkanaście tysięcy. Nie przekroczymy liczby 15 tys. - zapewnia dr Franciszek Rakowski z UW. Ekspert zapowiada, że ponieważ letnia fala obejmie znaczną część społeczeństwa, fala jesienna odsunie się w czasie, a jej szczyt nastąpi na przełomie listopada i grudnia. - Fala letnia działa korzystnie na społeczeństwo, bo daje nam odporność w sprzyjających letnich okolicznościach. Latem ludzie zazwyczaj chorują lżej niż jesienią i mają większą odporność - mówi dr Rakowski. Maseczki raczej nie wrócą. Dwa powody Jako społeczeństwo znacznie lepiej poradzimy sobie z przechorowaniem subwariantu BA.5. Mimo rosnącej liczby zakażeń, obostrzenia, jakie znamy z poprzednich fal, raczej nie powrócą. - Na obecnym etapie pandemii nie widzę potrzeby, by wprowadzać obostrzenia. Wcześniej były one koniecznie z dwóch powodów. Nie mieliśmy odporności populacyjnej, ani szczepionki. Teraz oba te czynniki są. Jeśli w jesiennej fali realizowałaby się jeden z czarnych scenariuszy i liczba hospitalizacji przekroczy 20 tys., to być może dla zmniejszenia obłożenia szpitali pojawi się nakaz noszenia maseczek. Wydaje mi się to jednak mało prawdopodobne, bo nasze prognozy zakładają niższą liczbę tzw. pacjentów covidowych - mówi dr Rakowski. W kontekście rosnącej w Polsce liczby zakażeń przedstawiciele resortu zdrowia zapewniali, że wprowadzanie obostrzeń nie jest rozważane i zachęcali przy tym do szczepień. Nieco odmienny głos płynie z WHO. - Kraje Europy powinny przyspieszyć przyjmowanie szczepionek przeciwko COVID-19 przez obywateli i ponownie wprowadzić środki zapobiegawcze, takie jak noszenie maseczek, aby uniknąć poważniejszych ograniczeń w związku z kolejną falą wirusa wraz z nadejściem jesieni - ostrzegł dyrektor regionalny WHO na Europę Hans Kluge. Zakażenie subwariantem BA.5 objawia się problemami ze strony górnych dróg oddechowych, jak np. zapalenie zatok, zapalenie gardła, zapalenie krtani. Dalej są też bóle mięśni, kaszel, osłabienie wydolności fizycznej i umysłowej oraz podwyższona temperatura.