O sytuacji opowiedział jeden z bliskich współpracowników papieża Franciszka we włoskiej telewizji RAI. W telefonicznej wypowiedzi dla popularnego programu publicystycznego "Porta a Porta" w piątek wieczorem abp Fisichella wyjaśnił, że kiedy przyleciał do Chicago, otrzymał informację od uniwersytetu, który go zaprosił na wykład, że ma się tam nie stawiać. "To prawda, że jestem z Codogno, ale nie byłem tam od ponad roku" - stwierdził szef watykańskiego urzędu. Następnie dodał: "To oczywiste, że polecenie wydała administracja uniwersytetu. Dano mi znać, że będzie lepiej, jeśli tam nie przyjdę". "Ale ja już jestem w Stanach Zjednoczonych. W każdym razie wracam do Włoch" - zapowiedział abp Fisichella. Niesławne miasteczko Licząca 15 tys. mieszkańców miejscowość Codogno koło Lodi na północy zaczęła być znana także za granicą, bo to tam 20 lutego potwierdzono pierwszy przypadek zarażenia koronawirusem na terytorium Włoch. Na tamtejsze pogotowie zgłosił się w ciężkim stanie 38-letni mężczyzna. Kiedy test wykazał u niego obecność wirusa, w szpitalu podniesiono alarm. Okazało się potem, że zaraziło się od niego kilka osób z personelu medycznego. Całe miasteczko zostało odcięte od świata i uznane za tzw. czerwoną strefę jako jedno z ognisk zachorowań. Mieszkańcy nie mogą go opuszczać od dwóch tygodni, nikt też nie jest tam wpuszczany. Codogno stało się jednym z symboli obecnego kryzysu epidemiologicznego we Włoszech.