Michał Rogalski pytany o to, co skłoniło go do gromadzenia danych o koronawirusie, przyznaje, że "trudno było (mu-red.) się przekopać przez chaos informacyjny". "Od użytkowników dostawałem sporo wiadomości, że moja praca pomaga im podejmować codzienne decyzje. Ludzie wiedzieli w jaki region jechać, czy jak często robić zakupy. (...) W pewnym momencie z tej naszej bazy danych zaczęły korzystać tysiące ludzi codziennie. Coś, co robiłem dla siebie, stało się aktywnością obywatelską. Mówiłem czasem półżartem: jedni szyją maseczki, a inni wpisują dane do tabelek" - mówi.Jak wyjaśnia, dziś w gromadzeniu danych o COVID-19 pomaga mu sześć osób - wolontariusze, których znalazł na Twitterze."Dzięki temu, że udało się nam stworzyć tak duże i kompleksowe źródło danych, zaczęli korzystać z nich nie tylko obywatele, ale też dziennikarze, politycy czy nawet placówki badawcze" - podkreśla. "Do faktycznego przegięcia krzywej jeszcze trochę brakuje" Rogalski został także zapytany o to, co najnowsze dane mówią o aktualnej sytuacji epidemicznej w Polsce. "Jakby spojrzeć na liczby bezwzględne, to można by uznać, że właśnie przechodzimy przez szczyt. Taki sukces ogłasza też rząd: wspólnymi siłami zatrzymaliśmy rozwój pandemii. Jednak, jak spojrzymy na mniejszą liczbę testów i to, że mieliśmy dodatkowy wolny dzień, to widzimy, że sytuacja się wcale nie poprawia. Tempo rozwoju epidemii spada, ale do faktycznego przegięcia krzywej jeszcze trochę brakuje" - tłumaczy."Na podstawie zajętych respiratorów i łóżek szpitalnych widać, że rośnie to trochę wolniej. Jest spadek dynamiki, ale nie można powiedzieć, że epidemia się cofa" - podkreśla. "Jestem statystycznym snobem" O sobie 19-latek mówi, że jest "statystycznym snobem". "Dane to jest coś, czym się upajam. Na ich podstawie podejmuję moje decyzje i w oparciu o nie funkcjonuję" - tłumaczy Rogalski. Całą rozmowę Piotra Witwickiego z Michałem Rogalskim można przeczytać w "Tygodniku Polsat News"