Zdarzeniem opisanym przez włoskie media jest oburzony gubernator Sardynii. Zapewnił, że władze nie ponoszą odpowiedzialności za incydent, który jego zdaniem wyrządził szkody tamtejszej turystyce. Grupa turystów z USA, wśród nich dziecko, wraz z przyjaciółmi z Wielkiej Brytanii i Nowej Zelandii oraz Włoszką przyleciała w środę (1 lipca) na Sardynię prywatnym samolotem. Mieli w planach pobyt w luksusowym hotelu w rejonie kurortu Villasimius. Po przylocie uczestnicy tej wycieczki zostali natychmiast zatrzymani podczas kontroli w związku z decyzją Unii Europejskiej, która nie otworzyła swych granic zewnętrznych dla przybyszów z USA. Lokalne media podały, że przez wiele godzin usiłowano na lotnisku w Cagliari rozwiązać problem. Rozważano na przykład wyrażenie zgody na wpuszczenie turystów z USA na wyspę, ale pod warunkiem odbycia kwarantanny. Cały ten czas podróżni spędzili w hangarze w oczekiwaniu na decyzję. "Restrykcyjna interpretacja" przepisów Ostatecznie w czwartek (2 lipca) wszyscy odlecieli z Sardynii; także obywatele tych krajów, którzy po zniesieniu unijnych restrykcji mogli zostać na wyspie. Nie zrobili tego na znak solidarności z Amerykanami - podał dziennik "Unione Sarda". Gubernator Sardynii Christian Solinas zaprotestował w czwartek przeciwko "restrykcyjnej interpretacji" przepisów, którą uznał za "sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem". Jak zapewnił, intencją władz było zapewnienie i w tym przypadku bezpieczeństwa sanitarnego. Sprawa ta "przyniosła poważne szkody międzynarodowej wiarygodności turystycznej naszej wyspy i naszej gościnności" - oświadczył gubernator.