Minister zdrowia pytany przez dziennik, czego teraz najbardziej potrzeba w służbie zdrowia, odparł, że "cała Europa kupuje cały sprzęt, jaki się da", ale głównie są to środki ochrony osobistej. Podkreślił, że Polska również w tych zakupach uczestniczy. "Uzupełniamy głównie zapasy środków ochrony osobistej. Uwalniamy je z Agencji Rezerw Materiałowych i przeznaczamy na pierwszy front walki, czyli do szpitali zakaźnych. Respiratorów mamy w Polsce ponad 10 tys. Trwa ich dyslokacja, tak byśmy mieli je dostępne w każdym miejscu kraju. Obecny potencjał szpitali jednoimiennych to 10 tys. łóżek. Z czego już dziś dostępne jest 7 tys. Dziesięć procent z nich to tzw. łóżka respiratorowe. Sprzęt czeka w gotowości" - podkreślił szef MZ. Przyznał, że to, co "spędza mu sen z powiek" to konieczność przygotowania się na pacjentów, których nie wiadomo, ilu będzie. "My na razie odrabiamy tę lekcję, której inne kraje nie zdążyły odrobić. Przekształciliśmy 19 szpitali wielooddziałowych na jednoimienne. Mamy praktycznie 10 tys. łóżek, z których większość dziś jest pusta i czeka na pacjentów. Musieliśmy to zrobić, a przecież ludzie dalej mają inne problemy chorobowe - np. onkologiczne czy kardiologiczne. I ci ludzie przecież też potrzebują pomocy" - podkreślił Szumowski. Mamy duże szanse na przezwyciężenie epidemii" Minister był też pytany, jak resort przygotowuje się na wzrost zachorowań i czy planowane jest wprowadzenie - tak jak we Włoszech - triażu, czyli zasad, kogo pierwszego ratować. "Na razie nie mamy takich planów, bo nie ma przesłanek, że taki scenariusz zaistnieje. Ale to zależy od nas, od całego społeczeństwa. Mam nadzieję, że Polacy zachowają się inaczej niż np. Włosi i będą przestrzegać ograniczeń, które wprowadzamy.(...) Jeśli jako Polacy wytrzymamy psychicznie i nie będziemy się spotykać na grillach czy placach zabaw, to mamy duże szanse na przezwyciężenie epidemii" - ocenił Szumowski. Zaznaczył, że trudno jest teraz powiedzieć, jak długo potrwają te ograniczenia. "Wiadomo, że liczba zachorowań będzie wzrastać. To nie ulega wątpliwości. Pytanie jednak, czy będzie rosło to w tempie, które pozwoli na to, aby służba zdrowia i państwo wytrzymały tak jak w Danii, Belgii czy Japonii, czy też znajdziemy się w sytuacji Włoch i Hiszpanii" - powiedział. "Liczba chorych jest zdecydowanie mniejsza, niż szacowano" Dopytywany, ile jesteśmy w stanie wytrzymać, odparł, że "w granicach 10 tys. chorych jednocześnie". "To liczba, którą jesteśmy w stanie udźwignąć, jeżeli chodzi o liczbę łóżek i respiratorów" - dodał. Minister zdrowia podkreślił, że liczba chorych jest zdecydowanie mniejsza, niż szacowano. "I to jest dobra wiadomość. Krzywe dotyczące krajów europejskich wskazują na podwajanie się zakażeń co dwa-trzy dni. U nas tak jeszcze nie jest. Ale szykujemy kolejną pulę dostępnych łóżek już teraz, a nie za dwa tygodnie. Fakt, że dostaliśmy trochę więcej czasu na działanie niż inne kraje, również nam służy" - przyznał. Pytany, jakie musi być spełnione kryterium pozwalające na myślenie o powrocie do normalności, odpowiedział, że będą brane pod uwagę krzywe wzrostu i różnice dzienne, ilości pacjentów na respiratorach czy OIOM. "Nie potrafię dziś precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Porównujemy swoją krzywą do jej przebiegu w innych krajach. Kluczowe będą najbliższe dni i tygodnie - widać różnice w przebiegu choroby w Hiszpanii i np. w Japonii. Krzywa nie mogłaby być gwałtowanie rosnąca, powinna być rozłożona w czasie. Chcielibyśmy nie tylko spłaszczyć krzywą, ale ją obniżyć" - powiedział szef MZ.