Szef CAS na antenie Polsat News zapewnił, że stoki narciarskie "były i będą otwarte". - Żadne rozporządzenie nie przewidywało ich zamknięcia - zapewnił. W późniejszej części rozmowy prof. Maliszewski zapewnił, że gdyby święta i ferie odbywały się normalnie, to "po miesiącach wyrzeczeń czekałby nas efekt jojo". - Znowu byśmy mieli bardzo dużą liczbę zakażeń. Stąd jest taki pomysł, by ferie były skumulowane, ale będą to ferie pod hasłem "zostań w domu". Bądźmy solidarni, bądźmy odpowiedzialni. Czeka nas miesiąc, dwa takich dużych wyrzeczeń. Pamiętajmy, że branża turystyczna na wiosnę miała ogromne straty, które udało się nadrobić w okresie letnim. Podobnie może być teraz - dodawał. - Zgodnie z prognozami Uniwersytetu Warszawskiego mniej więcej w połowie stycznia mielibyśmy już tę strefę żółtą. Jeżeli będziemy zachowywać się solidarnie, odpowiedzialnie, stosować się do zasad, a w kolejnych miesiącach będzie szczepionka, to uda się odrobić ten trudny okres w kolejnych miesiącach - mówił. "Sklepy nie stanowią dużego zagrożenia" Prowadzący program Marcin Fijołek pytał również, czy rząd ma określony plan, według którego wprowadza nowe obostrzenia. - Plan otwierania i zamykania poszczególnych branż jest znany od dawna. Dla nas jest to zrozumiałe i te decyzje są trudne dla niektórych branż. Natomiast ich podstawą są badania międzynarodowe, publikowane w m.in. "Nature", gdzie wykazano, że punktem przenoszenia wirusa były m.in. restauracje. Niestety, musimy przesunąć otwieranie restauracji, podobnie jak siłowni i klubów fitness - odpowiedział Maliszewski. - Natomiast, jeśli chodzi o sklepy, tam gdzie kontakt jest krótszy i tam, gdzie noszone są maseczki, nie stanowią dużego zagrożenia. Dlatego są otwierane wcześniej. Program jest spójny, ale czasami, i tu prosimy o zrozumienie, pojawia się problem komunikacyjny. Mimo że plan znany jest od dawna, to decyzje opierają się na wynikach pojawiających się w środę i czwartek - dodał ekspert. "Norma ma charakter edukacyjny" Prof. Maliszewski przypomniał, że zgodnie z rozporządzeniem w gospodarstwie domowym, oprócz domowników, powinno pojawiać się maksymalnie pięć dodatkowych osób. - Pojawiają się takie głosy, "jak to kontrolować". Pamiętajmy, że to rozporządzenie to jest norma, która ma charakter edukacyjny. Owszem, jeśli będzie jakaś impreza, będzie jakiś problem, to można z tej normy korzystać. Podobna sytuacja jest z przejściem dla pieszych. Jest kolor zielony, jest kolor czerwony, ludzie wiedzą, jaka jest norma - mówił gość "Graffiti". Marcin Fijołek dopytywał, czy w takim razie zamiast tworzyć rozporządzenia, które ciężko wyegzekwować, nie lepiej położyć nacisk na "kampanię społeczną". - Norma prawna służy m.in. temu, by zachowania, które mają charakter bardzo ryzykowny i niepotrzebny, żeby taką normą prawną je regulować - odpowiadał gość.