Najpierw było pięć dawek. Takie zalecenia pojawiły się od producenta, czyli firmy Pfizer. W Polsce kilka dni po rozpoczęciu szczepień, jeszcze na sam koniec ubiegłego roku, Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że "pozyskanie i podanie sześciu dawek szczepionki przeciw COVID-19 z jednej ampułki jest "dopuszczalne i bezpieczne", a nawet "optymalne". To być może kluczowe słowo. Stało się to tuż po tym, jak Interia nagłośniła problem niewykorzystania - a mówiąc dosadniej, marnowania - szczepionki przeciw COVID-19. Jak napisaliśmy, ampułka wyprodukowana przez firmę Pfizer/BioNTech zawiera 2,25 ml preparatu. Podając pacjentom po 0,3 ml koncern założył, iż w każdej fiolce jest de facto 0,75 ml "zapasu". Na początku stycznie Europejska Agencja Leków (EMA) oficjalnie zatwierdziła pobieranie sześciu dawek z każdej ampułki. Strzykawka "trzeciej generacji" Teraz mamy kolejny etap. Choć jeszcze nieoficjalnie. Francuski "Le Parisien" ujawnia, że dzięki strzykawce - "trzeciej generacji", jak jest nazywana - niektóre centra szczepień są w stanie wykorzystywać siedem dawek, czyli praktycznie nie marnować preparatu znajdującego się w każdej fiolce. Gdyby udało się to upowszechnić, wpływ na proces szczepień byłby niewątpliwie odczuwalny. A to ma szczególne znaczenie teraz, gdy są powszechne problemy z dostarczaniem preparatu. Także do Polski. O co chodzi z tymi nowymi strzykawkami, które mają to umożliwiać? Wiadomo, że są produkowane przez firmę z Chin, we Francji zaczęły być wykorzystywane pod koniec ubiegłego tygodnia. Razem z igłą stanowią całość, co powoduje, że do środka nie przedostaje się powietrze, redukując w ten sposób tzw. martwą przestrzeń. Efekt? Można pobrać i nie zmarnować więcej preparatu. - Okazało się, że wykorzystanie siedmiu dawek jest możliwe, ale na pewno nie powszechne - studzi emocje Vincent Vessel, szef kliniki w podparyskim Compiegne, która dostała w minionym tygodniu 264 takich strzykawek. - Jesteśmy uzależnieni od dostaw.