W sumie w USA od początku pandemii zdiagnozowano 2 071 782 przypadki zakażenia koronawirusem. Jak pisze agencja AFP, w rzeczywistości liczba ta prawdopodobnie jest znacznie wyższa z uwagi na trudności z dostępem do testów na obecność wirusa SARS-CoV-2 na początku epidemii. Obecnie dobowy przyrost przypadków zakażeń wciąż oscyluje wokół 20 tys. AFP podkreśla, że epidemia w USA nie minęła całkowicie, natomiast jej epicentrum przeniosło się z Nowego Jorku na południe i zachód kraju, do takich stanów jak Arizona, Teksas czy Floryda. W Oregonie oraz w Utah wstrzymano stopniowy proces otwierania gospodarek. "Należy pamiętać, że ta sytuacja jest bezprecedensowa. I że pandemia się nie skończyła" - zastrzegł Robert Redfield, dyrektor federalnego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (CDC). Próg 100 tys. ofiar śmiertelnych przekroczono w USA 28 maja. 4 lipca, czyli w amerykańskim Dniu Niepodległości, liczba zmarłych na COVID-19 wzrośnie do ponad 126 tys - prognozuje University of Washington w Seattle. Pod względem liczby ofiar śmiertelnych i liczby zakażeń Stany Zjednoczone są najbardziej przez koronawirusa krajem na świecie. Sytuację komplikują dodatkowo protesty antypolicyjne i antyprezydenckie, które trwają w wielu miastach. Dyrektor amerykańskiego Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych Anthony Fauci oceniał w piątkowej rozmowie z telewizją ABC, że uczestnictwo w protestach wiąże się z ryzykiem. "Gdy wokół jest dużo ludzi, należy nosić maseczkę ochronną" - przypominał. Prezydent USA Donald Trump zastrzegł jednak, że jakiekolwiek ponowne zamrażanie gospodarki nie wchodzi w grę w przypadku pojawienia się drugiej fali pandemii.