Po ustaleniu źródła nowej odmiany wirusa gubernatorzy większości stanów Brazylii zamykają ich granice dla mieszkańców Amazonii. Jak potwierdzili specjaliści z Fundacji im. Osvaldo Cruza, największego w Ameryce Łacińskiej ośrodka badań w dziedzinie chorób zakaźnych, ta odmiana wirusa jest zbliżona do występujących w Wielkiej Brytanii i Afryce Południowej. W sobotę ministerstwo zdrowia Brazylii poinformowało o 61 567 nowych przypadkach koronawirusa i 1050 zgonach. To już piąty dzień z rządu, w którym liczba zgonów przekracza 1000. Łączna liczba zakażonych od początku pandemii zbliża się, według oficjalnych danych, do 8,5 mln i wynosi 8 455 059 a zgonów 209 296. Szybki wzrost liczby nowych zachorowań w Brazylii sprawił, że liczący ponad 206 milionów mieszkańców kraj stał się już drugim po USA o największej liczbie zgonów na COVID-19. Załamanie się systemu ochrony zdrowia. Kto winny? Opozycja brazylijska obciąża winą za załamanie się systemu opieki zdrowotnej w Amazonii, a także szybki wzrost zachorowań na COVID-19 w całym kraju prezydenta Jaira Bolsonaro. W stolicy kraju, Brasilii, a także w Rio de Janeiro, Belo Horizonte, Sao Paulo i kilku innych miastach odbyły się demonstracje, których uczestnicy - w większości kobiety - protestowali przeciwko polityce rządu prezydenta Jaira Bolsonaro, wyrażając swe niezadowolenie z sytuacji zdrowotnej i ekonomicznej uderzając łyżkami w puste garnki. Do wzrostu niezadowolenia i napięcia społecznego w Brazylii przyczyniło się też co najmniej kilkudniowe opóźnienie w dostawach indyjskiej szczepionki przeciwko koronawirusowi zapowiedziane przez producenta. Zawiadomił o tym Brazylijczyków prezydent Bolsonaro. Większość brazylijskich mediów krytykuje ostro stanowcze oświadczenie Boilsonaro , iż to nie jego rząd, lecz stanowy gubernator i lokalne władze są "całkowicie odpowiedzialne" za kompletne załamanie się systemu ochrony zdrowia w stanie Amazonas. Liderzy pięciu partii opozycyjnych - w tym lewica - obciążają prezydenta Jaira Bolsonaro i jego rząd współodpowiedzialnością za rozmiary klęski, jaką stała się dla Brazylijczyków pandemia koronawirusa. Główny zarzut to systematyczne bagatelizowanie zagrożenia w niezliczonych publicznych wystąpieniach prezydenta, który - mimo iż sam przeszedł tę chorobę - nadal określał ja jako "taką sobie grypkę". Zalecał jej zwalczanie zwykłymi lekami antymalarycznymi, przeważnie unikał zakładania maseczki i często pojawiał się na plażach publicznych, budząc tym entuzjazm swoich zwolenników. "Każą mi przechodzić piekło za życia" Mimo tej postawy prezydenta wobec pandemii większość brazylijskich komentatorów uważa za mało prawdopodobne, aby brazylijska Izba Deputowanych, której przewodniczy opozycyjny polityk Rodrigo Maya, na swym najbliższym posiedzeniu 1 lutego postawiła sprawę wotum zaufania dla prezydenta Jaira Bolsonaro. Według prestiżowej brazylijskiej firmy sondażowej Datafolha, prezydent może nadal liczyć na poparcie 52 proc. wyborców, którzy przedkładają nad pomyślność walki z koronawirusem - pomyślność gospodarczą kraju. Media całej Ameryki Łacińskiej przytaczają w sobotę ripostę Jaira Bolsonaro na oskarżenia opozycyjnych polityków pod jego adresem. - Każą mi przechodzić piekło za życia... Żadne (oskarżenie) nie dotyczy korupcji. Tylko Bóg może mnie usunąć ze stanowiska. Nie mają przeciwko mnie nic konkretnego, tylko fake newsy aby mnie dopaść - powiedział prezydent.