Resort zdrowia w niedzielę 8 listopada przekazał informację o 24 tys. 785 nowych zakażeniach koronawirusem. Zmarło kolejnych 236 chorych. ZOBACZ NAJNOWSZY RAPORT O STANIE EPIDEMII - To są pierwsze sygnały świadczące o stabilizacji fali epidemicznej. Jeżeli spojrzymy na wcześniejsze dane, gdzie liczba zachorowań wzrastała z dnia na dzień o 2-3 tys., jak również liczba osób hospitalizowanych była wysoka, to w ostatnich dniach te liczby nie rosną tak szybko. Tempo wzrostu już przyhamowało na początku tygodnia, a dzisiaj mamy pierwszy dzień, kiedy tych zachorowań jest mniej, niż średnia z ostatnich trzech dni - zwrócił uwagę dr Grzesiowski. Dodał, że w niedzielę jest wykonywanych nieco mniej testów, ale jest to na tyle niewielka różnica w stosunku do poprzednich dni, że nie jest przyczyną tego spadku zachorowań. Dr Grzesiowski: Dane z testów są niedoszacowane - Można powiedzieć, że krzywa zachorowań zaczyna się powoli wypłaszczać, co nie znaczy, że to już jest sukces, bo oczywiście tych zachorowań jest ogromna liczba, ponadto dane z testów są niedoszacowane co najmniej kilkukrotne, bo wielu pacjentów nie jest badanych, więc w rzeczywistości chorych jest znacznie więcej - zaznaczył immunolog. - Najważniejszym parametrem jest liczba pacjentów przebywających w szpitalach, która nadal jest bardzo wysoka - dodał. Wskazał, że jest już "zarysowana tendencja stabilizacji, a ostatnie cztery dni to są właściwie minimalne wzrosty". - Tak ta epidemia przebiega, że w pewnym momencie udaje się przełamać tendencję wzrostową i stabilizuje się liczba przypadków, a potem powoli zaczyna spadać. Oczywiście liczba przypadków to jest pochodna tego, czy się skutecznie chronimy, nosząc maski, dezynfekując ręce, zachowując dystans i unikając spotkań - przypomniał. Ponadto, trzeba pamiętać, że po pierwszej wysokiej fali, następują dwie mniejsze fale w odstępie kilku tygodni - zauważył. 2-3 tygodnie, by zobaczyć efekty Jak podkreślił, "muszą upłynąć co najmniej dwa, trzy tygodnie od wprowadzenia pierwszych ograniczeń, żeby ocenić, czy są skuteczne, bo najdłuższy okres wylęgania tej choroby wynosi 14 dni". - Być może kolejne ubiegłotygodniowe ograniczenia nie były konieczne, bo efekty tych pierwszych, z 26 października, jeszcze nie zaczęły być w pełni widoczne. Natomiast, rozumiem rząd w tym sensie, że stara się za wszelką cenę ograniczyć naszą mobilność i kontakty międzyludzkie, bo te ostatnie ograniczenia mają tak naprawdę zlikwidować powody wyjścia z domu i spotkań ze znajomymi, dlatego są pozamykane instytucje kultury, są ograniczenia w handlu do minimum, bo chodzi o to, żebyśmy przez najbliższe 2-3 tygodnie jak najrzadziej wychodzili z domów i nie spotykali się z innymi ludźmi - podkreślił dr Grzesiowski.