- Druga faza badania nad pochodzeniem COVID-19 musi być uruchomiona z zakresem uprawnień, który będzie przejrzysty, oparty na nauce i da międzynarodowym ekspertom niezależność, by w pełni ocenić źródła wirusa oraz pierwsze dni epidemii - powiedział we wtorek minister zdrowia USA Xavier Becerra w nagranym przemówieniu na Światowe Zgromadzenie Zdrowia (WHA). Obrady WHA, najwyższego organu decyzyjnego Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), rozpoczęły się w Genewie w poniedziałek i potrwają do 1 czerwca. Mogą tam zapaść decyzje co do dalszych kroków, aby ustalić pochodzenie koronawirusa SARS-CoV-2 i sposób, w jaki zaatakował on człowieka. Co ustalili badacze wysłani do Wuhanu? W swoim wystąpieniu przedstawiciel USA nie odniósł się bezpośrednio do Chin, gdzie w mieście Wuhan pod koniec 2019 roku wykryto pierwsze przypadki COVID-19. Amerykańska administracja wyrażała jednak wcześniej wątpliwości, czy chińskie władze pozostawiły pierwszej misji międzynarodowych ekspertów pod egidą WHO w Wuhanie wystarczającą swobodę, by mogła skutecznie prowadzić swoje dochodzenie. Członkowie tej misji po wizycie w Wuhanie w styczniu i lutym za najbardziej prawdopodobną hipotezę uznali przejście patogenu na człowieka ze źródła naturalnego - być może z nietoperzy - poprzez inne zwierzęta, których nie określono. Jako "skrajnie mało prawdopodobną" ocenili natomiast hipotezę o wycieku wirusa z laboratorium. Po publikacji raportu z misji szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus zapewnił jednak, że wszystkie hipotezy będą dalej rozważane. WHO i państwa członkowskie zgadzają się, że konieczne są dalsze badania, ale trudniejsze może być osiągnięcie porozumienia w sprawie ich zakresu i miejsca. Większość państw uważa, że w drugim etapie naukowcy powinni ponownie pojechać do Chin, ale Pekin chce, aby badania przeprowadzono teraz w innym kraju - pisała w kwietniu AFP, cytując anonimowe źródło dyplomatyczne. W zachodniej prasie odżyły spekulacje Chińskie władze utrzymują, że koronawirus niekoniecznie pochodzi z Chin i mógł trafić do Wuhanu na przykład na mrożonych produktach spożywczych sprowadzanych z zagranicy. Chińskie media nagłaśniają również doniesienia o wszelkich badaniach sugerujących, że patogen mógł być wcześniej obecny w innych częściach świata. W zachodniej prasie odżywają tymczasem spekulacje wokół teorii o wycieku z Wuhańskiego Laboratorium Wirusologii (WIV), w którym prowadzono między innymi badania nad koronawirusami. Wywiad amerykański o chorych pracownikach laboratorium Według dziennika "Wall Street Journal" amerykańskie służby wywiadowcze ustaliły, że już w listopadzie 2019 roku, na miesiąc przed pierwszym oficjalnie potwierdzonym przypadkiem COVID-19, trzech pracowników WIV rozchorowało się na tyle poważnie, że zgłosili się szpitala. "WSJ" ocenił, że ten nieujawniony wcześniej raport wywiadowczy "może dodać wagi narastającym apelom o pełniejsze dochodzenie w celu ustalenia, czy wirus wywołujący COVID-19 mógł wydostać się z tego laboratorium". Z raportu amerykańskiego wywiadu nie wynika, czy pracownicy WIV byli leczeni w szpitalu, ani jakie mieli objawy - podała agencja Reutera. We wcześniejszym sprawozdaniu Departamentu Stanu USA wspominano, że kilku badaczy z WIV miało rzekomo "objawy zbieżne zarówno z COVID-19, jak i ze zwyczajną chorobą sezonową". - Nie mamy wystarczających informacji, by wyciągnąć wnioski na temat pochodzenia wirusa. Potrzebujemy danych. Potrzebujemy niezależnego śledztwa i właśnie o to apelujemy - powiedziała w poniedziałek rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki. Pekin konsekwentnie odrzuca teorię o wycieku z laboratorium. Rzecznik chińskiego MSZ określił informacje "WSJ" o zachorowaniu trzech pracowników WIV jako "całkowicie nieprawdziwe". Powtórzył wcześniejsze oświadczenie, że Instytut "nie był narażony na COVID-19 przed 30 grudnia 2019 roku" i do tej pory nie wykryto żadnej infekcji koronawirusem wśród jego pracowników ani studentów.