Pandemia koronawirusa stała się sprawdzianem dla wszystkich. Łatwo nie było nikomu. Ucierpieli m.in. ci, którym koronawirus pozamykał biznesy i próbował odebrać to, na co pracowali całe życie. Wielu z nich powiedziało obostrzeniom "nie". Jak na tym wyszli? Zebranie członków partii w dyskotece, czyli walka z lockdownem Pandemia obudziła w ratujących biznesy przedsiębiorcach ogromną kreatywność. Pod koniec stycznia ubiegłego roku głośno było o właścicielu jednego z białostockich klubów, który mimo lockdownu zdecydował się otworzyć swoją działalność. 29 stycznia próg jego dyskoteki przekroczyło nie tylko kilkudziesięciu klientów, ale także 30 policjantów i pracowników sanepidu. Właściciel tłumaczył, że w klubie odbywało się spotkanie organizacyjne Partii Przedsiębiorców, a zgromadzenia służbowe nie są ograniczone limitem osób. To nie przekonało sanepidu, który klub zamknął. Argumentów właściciela nie podzielił też Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku. Stanął po stronie urzędników. "Przepisy zostały przez sanepid prawidłowo zinterpretowane i zastosowane" - podkreślił sąd. To jednak wyjątek od reguły. Bo większość sądów administracyjnych opowiadała się po stronie przedsiębiorców. Jak chociażby w przypadku innej dyskoteki - gorzowskiego klubu, w którym urzędnicy w czasie kontroli również zastali bawiących się klientów. "W czasie dwóch kontroli, wykazano gromadzenie się osób w pomieszczeniu lokalu (odpowiednio ok. 20 i 10 osób), umożliwienie klientom siedzącym przy stołach i przy barze konsumpcji serwowanych na miejscu napojów oraz udostępnienie miejsca do tańczenia" - opisywali sprawę kontrolerzy, zaznaczając, że na parkiecie doliczyli się raz trzech, a za drugim razem pięciu osób. Kara dla właściciela? 10 tys. zł. Ale Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gorzowie Wielkopolskim uznał, że jest ona bezprawna. Decyzję sanepidu uchylił, a postępowanie umorzył. "Zakaz prowadzenia dyskotek i klubów nocnych uregulowany w rządowych rozporządzeniach został wprowadzony z przekroczeniem granic ustawowego upoważnienia" - czytamy w uzasadnieniu gorzowskiego sądu administracyjnego. Lodowisko czy kwiaciarnia? Sanepid pieniądze oddać musi W kwietniu Interia opisała sprawę Tomasza Fornalskiego, właściciela lodowiska, który w pandemii ratując się przed bankructwem, zamienił prowadzoną przez siebie ślizgawkę w kwiaciarnię na lodzie. Bo obostrzenia nie obejmowały kwiaciarni. Fortel nie spodobał się sanepidowi, który nałożył na właściciela lodowiska i kwiaciarni kary po 30 tys. zł. Urząd skarbowy z kont obu firm ściągnął łącznie ponad 70 tys. zł. Pan Tomasz udowodnił przed sądem, że decyzja urzędników była bezprawna. Ale sanepid, mimo wyroku, całej pobranej kwoty zwrócić nie chciał. - To kara za to, że ośmieliłem się z nimi walczyć - mówił wówczas pan Tomasz i zapowiadał walkę o odzyskanie swoich pieniędzy. Jak dziś wygląda sytuacja? - Wygrałem - cieszy się Tomasz Fornalski. I opowiada, że 2 sierpnia urząd skarbowy odesłał mu resztę pieniędzy. - Koszty egzekucyjne i wszystkie odsetki. Co do grosza. Warto było walczyć. Pod tym względem odniosłem sukces - podkreśla w rozmowie z Interią przedsiębiorca. I dodaje, że nie rezygnuje z zapowiadanego pomysłu pozwania konkretnych pracowników sanepidu. - Muszę tylko znaleźć dobrego prawnika - zaznacza. Walkę z sanepidem wygrał także właściciel stoku narciarskiego w Sudetach. Sanepid w Kamiennej Górze nałożył na przedsiębiorcę za otwarcie działalności mimo zakazu karę 15 tys. zł. Ale miesiąc temu Wojewódzki Sąd Administracyjny we Wrocławiu uznał ten krok za bezprawny i decyzję sanepidu uchylił. O tym jak duże szanse w starciu z machiną urzędniczą mieli w sądach przedsiębiorcy opowiada Interii adwokat Tomasz Piotr Chudzinski. - W sprawach dotyczących administracyjnych kar pieniężnych nakładanych przez powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne, jeśli strona decyzji odwoływała się i złożyła skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego, to doprowadzenie do uchylenia lub stwierdzenia nieważności takiej decyzji wynosiło ok. 95 proc. - mówi mec. Tomasz Piotr Chudzinski. - Jeśli po nałożeniu kary pieniężnej mieliśmy do czynienia ze "złagodzeniem restrykcji", samo złożenie odwołania wystarczało do wydania przez "wojewódzki sanepid" decyzji uchylającej poprzednią i umorzenie postępowanie "powiatowego sanepidu" - dodaje prawnik. Wyroki za maseczki. Sądy kontra sądy Ogromne kontrowersje natury prawnej budziły też maseczki. Chociaż eksperci podkreślali, że zasłanianie ust i nosa jest koniecznością, wielu Polaków miało ten nakaz za nic. Jak do sprawy maseczek podchodziły sądy? Mieszkaniec Podkarpacia, którego historię opisaliśmy w styczniu otwarcie sprzeciwiał się noszeniu maseczki. Kiedy 30 grudnia 2021 roku wchodził do apteki, ani ust, ani nosa nie zasłonił. Dostał za to mandat. 20 zł. - Nie zamierzam płacić ani złotówki - tłumaczył Interii Sławomir Nyznar. Dlatego poszedł z mandatem do sądu. Przegrał. Sąd Rejonowy w Dębicy po rozpoznaniu wniosku o uchylenie mandatu, wniosku ukaranego mężczyzny nie uwzględnił. Powołał się na rozstrzygnięcie innego sądu z września 2021 roku, który dowodził, że "w obliczu dramatycznych skutków epidemii COVID-19 oraz jej dalszej eskalacji, należy przyjąć, że obowiązek zasłaniania ust i nosa wprowadzony został do porządku prawnego z zachowaniem minimalnych standardów konstytucyjnych i powinien być tym samym respektowany i egzekwowany". Poglądu, że nakaz jest niekonstytucyjny, nie podzielił. Inną narrację wybrał sąd w Giżycku, który w czerwcu tego roku wydawał rozstrzygnięcie w identycznej sprawie. Tu także chodziło o mężczyznę, który w styczniu 2022 roku wszedł do apteki bez maseczki. Dodatkowo podczas legitymowania nie chciał pokazać dowodu tożsamości, ani podać swoich danych. Uczynił to dopiero w komendzie. Pikanterii dodaje fakt, że kilka dni później ten sam mężczyzna został ponownie zatrzymany ponownie. Znów bez maseczki, tym razem nie w aptece, a w sklepie. Jego sprawą zajął się Sąd Rejonowy w Giżycku. Ukarał mężczyznę 100 zł grzywny... za brak podania danych przy legitymowaniu. Za nienoszenie maseczki mężczyzna nie odpowie, bo został uniewinniony. Sąd doszedł do wniosku, że wprowadzenie rozporządzeniem Rady Ministrów obowiązku zakrywania ust i nosa przy pomocy maseczki "nie mieści się w zakresie upoważnienia ustawowego i narusza zapisy Konstytucji RP". Za covid do więzienia. Albo z dyscyplinarką na bezrobocie Myli się jednak ten, kto obstawia, że sądy ograniczały się do uniewinnień, umorzeń czy niewysokich kar finansowych. Na rok pozbawienia wolności bez zawieszenia łódzki Sąd Okręgowy skazał 55-letniego Adama K., który na początku pandemii samowolnie oddalił się ze szpitala zakaźnego w Zgierzu. Mężczyzna był hospitalizowany w warunkach izolacji z powodu COVID-19. W pewnym momencie opuścił szpital, a następnie poruszał się po Łodzi komunikacją miejską. Bez żadnych środków ochrony. Za to z pełnymi objawami COVID-19. Przez nieprzestrzeganie covidowych obostrzeń stracić można było także pracę. O tym przekonał się operator wózka widłowego spod Olsztyna, który pod koniec marca 2020 roku, w dniach wolnych od pracy w jednym z dużych zakładów z branży spożywczej, wyjechał dorobić jako kierowca do Holandii. O dwudniowej podróży nie powiedział pracodawcy. Ten uznał, że Piotr G. nie dostosował się do wydanych poleceń służbowych, by wszyscy zatrudnieni w zakładzie z racji pandemii informowali o odbytych podróżach zagranicznych i wręczył pracownikowi zwolnienie dyscyplinarne. "To polecenie było podyktowane dążeniem do zapewnienia maksymalnej ochrony zdrowia i bezpieczeństwa pracowników oraz bezpieczeństwem całego zakładu pracy, który jest jednym z największych producentów żywności na rynku spożywczym w skali całego kraju. Gdy Piotr G. pod koniec marca 2020 r. udał się za granicę, nie informując o tym nikogo z firmy, a następnie kilkakrotnie kłamał, że nie był za granicą oraz zaprzeczając takiemu wyjazdowi, pracodawca stracił do niego zaufanie" - informował w komunikacie prasowym sędzia Olgierd Dąbrowski-Żegalski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie. Przed sądem operator wózka widłowego żądał przywrócenia go do pracy, a po zmodyfikowaniu pozwu, odszkodowania za niezgodne z prawem zwolnienie dyscyplinarne. Sądy obu instancji oddaliły jego żądania. "W ocenie Sądu Rejonowego, to naruszenie jest tym bardziej rażące, że kłamstwo dotyczyło istotnej okoliczności mającej bezpośredni wpływ na zdrowie i życie wszystkich pracowników" - czytamy w uzasadnieniu. Covidowe wyroki w sprawach karnych. "Statystyka? Nie ma" Ile covidowych spraw skończyło się skazaniem, a ile uniewinnieniem? Pytamy w kilkunastu sądach. W większości odpowiedź brzmi: nie mamy takich danych. - Sprawy dotyczące nieprzestrzegania rygorów związanych z pandemią COVID-19 nie podlegają oddzielnej rejestracji, stąd nie ma możliwości sprawdzenia, ile takich spraw było prowadzonych w sądach naszego okręgu i tym samym udzielenie odpowiedzi na zadane pytania - tłumaczą kolejni rzecznicy. Dlaczego tak jest? - Sprawy te mogą być kwalifikowane na podstawie różnych przepisów. Często były one kwalifikowane z art. 116 par. 1a kodeksu wykroczeń. Do końca 2021 roku sprawy toczące się o wykroczenia z tego przepisu nie były wyodrębniane w formularzach statystycznych. Aktualnie uległo to zmianie - tłumaczy Interii sędzia Iwona Konopka, rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Okręgowego w Łodzi. Z przesłanego formularza za pierwsze półrocze 2022 roku wynika, że w dziesięciu sądach rejonowych okręgu łódzkiego wszczęto postepowanie w 657 sprawach kwalifikowanych z art. 116 par. 1a kw. W 265 orzeczono grzywnę, 208 zakończyło się umorzeniem postępowania, 19 uniewinnieniem, jedno odstąpieniem od wymierzenia kary. - Trzeba jednak podkreślić, że bez analizy akt poszczególnych spraw nie można stwierdzić, czy wszystkie te sprawy dotyczą obostrzeń związanych z wirusem SARS-CoV-2 i chorobą COVID-19. Nie można też wykluczyć, że te sprawy mogłyby być zakwalifikowane z innych przepisów ustaw karnych - zastrzega sędzia Iwona Konopka. Olsztyn: 22 skazanych do 31 uniewinnionych W Sądzie Okręgowym w Olsztynie słyszymy, że zdecydowana większość spraw oparta o art. 116 par. 1, 116 par. 1a oraz 116 par. 2 kodeksu wykroczeń dotyczy jednak niezastosowania się do obowiązku izolacji w związku z zakażeniem bądź podejrzeniem zakażenia koronawirusem, niestosowaniem się do obowiązku zakrywania ust i nosa, jak też otwierania działalności w trakcie lockdownów. I o tej statystyce opowiada nam Marcin Wojciechowski, zajmujący się obsługą medialną Rzeczników Prasowych Sądu Okręgowego w Olsztynie. - Z art. 116 par. 1a kodeksu wykroczeń, czyli m.in. sprawy o niestosowanie się do obowiązku zakrywania ust i nosa, czy np. otwierania lokalu gastronomicznego podczas lockdownu w 2021 r. wydano 68 rozstrzygnięć, w tym 15 skazujących na karę grzywny, 7 skazujących na karę nagany, 15 umarzających postępowanie oraz 31 uniewinniających - wymienia Marcin Wojciechowski z Sądu Okręgowego w Olsztynie. W tym roku na karę grzywny z tego artykułu skazano 19 osób, 30 na karę nagany, wobec 15 umorzono postępowanie, 24 uniewinniono i raz odstąpiono od wymierzenia kary. - Po nowelizacji kodeksu wykroczeń z listopada 2020 r., czyli wprowadzeniu art. 116 par. 1a, wyroki sądów rozkładają się mniej więcej po połowie - ocenia Tomasz Piotr Chudzinski. - Nie mamy jednak wiedzy na temat liczby spraw, które zostały umorzone na etapie postępowania przygotowawczego, albo takich spraw w których wnioski o ukaranie były przez sąd zwracane z przyczyn formalnych - zaznacza adwokat. Podkreśla, że chociaż wszystkich spraw covidowych nie można wrzucić do jednego worka, jest jedna wspólna prawidłowość. - Na pewno grzechem pierworodnym wszystkich obostrzeń było zaniechanie polegające na niewprowadzeniu żadnego z tzw. konstytucyjnych stanów nadzwyczajnych. Przykładowo: wprowadzenie stanu klęski żywiołowej pozwoliłoby na legalne wprowadzenie ograniczeń niektórych praw i wolności przewidzianych w Konstytucji RP. Praw i wolności zagwarantowanych w Konstytucji nie można ograniczać w drodze rozporządzenia - mówi mec. Tomasz Piotr Chudzinski. Sześć pozwów przeciw Polsce. Przedsiębiorcy pozywają państwo za lockdown Są i tacy, którzy nie tylko bojkotowali obostrzenia, ale pozwali Skarb Państwa o odszkodowania za lockdown. - Do tej pory do Prokuratorii Generalnej (reprezentuje w procesach Skarb Państwa - red.) wpłynęło z sądów sześć pozwów z żądaniami odszkodowawczymi związanymi z tzw. lockdownem. Są to pozwy złożone przez przedsiębiorców z branży fitness na kwoty ok. 75, 100 i 215 tys. zł., właściciela galerii handlowej na kwotę ok. 458 tys. zł., przedsiębiorcę branży restauracyjnej na kwotę ok. 223 tys. zł. oraz przedsiębiorcę z branży turystycznej domagającego się ok. 230 tys. zł. - informuje Bartosz Swatek, rzecznik prasowy Prokuratorii Generalnej. Zaznacza, że wpłynęły również cztery pozwy grupowe od branży turystycznej i od branży eventowej. - Są to pozwy o ustalenie i nie ma w nich wskazanej wartości ewentualnie dochodzonego odszkodowania - wyjaśnia przedstawiciel Skarbu Państwa. W części spraw rozprawy już się odbyły. Zapadł też pierwszy wyrok. Na razie górą państwo polskie. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia oddalił bowiem w całości powództwo jednej z krakowskich firm z branży fitness. Wyrok jest nieprawomocny. We wszystkich sprawach Prokuratoria Generalna składała wniosek o oddalenie powództwa. *** Czy państwo polskie wyciągnęło z tych historii jakieś wnioski? To okaże się wkrótce, kiedy przyjdzie nam się mierzyć z następną falą COVID-19. Pewne jest jedno: - Jeśli znów dojdzie do takiego "sprawdzianu", ale nie zmieni się sposób przyjmowania aktów prawnych wprowadzających nakazy, zakazy, ograniczenia, ani nie zostanie wprowadzony żaden z konstytucyjnych stanów nadzwyczajnych, to orzecznictwo sądowe będzie się rozwijać w dotychczasowym kierunku - mówi adwokat Tomasz Piotr Chudzinski. Kierunku jak widać bardzo niejednoznacznym. Irmina Brachacz Irmina.brachacz@firma.interia.pl