W związku ze wzrostem liczby zakażeń koronawirusem Müller zapytany został, gdzie jest granica wytrzymałości służby zdrowia. - Na tym etapie mamy ponad 50 procent wolnych łóżek, jeżeli chodzi o szpitale, które pomagają osobom chorym. Na podobnym poziomie jest liczba respiratorów. Mamy zapasy w tym zakresie - powiedział. Zdaniem rzecznika rządu szpitale obecnie są gotowe przyjąć kolejnych chorych na COVID-19. Zwrócił on uwagę, że nie wszystkie osoby, które mają pozytywny wynik testu na koronawirusa, wymagają hospitalizacji. - Większość z nich może pod opieką lekarza, ale w domu spędzić ten czas choroby - dodał. Jak mówił, służba zdrowia na tym etapie jeszcze sobie radzi, jednak wszystko zależy od podejścia obywateli do nowych obostrzeń. Od soboty cały kraj znajdzie się w żółtej strefie, a wiele powiatów także w czerwonej. Dla mieszkańców oznacza to między innymi obowiązek zasłanianiu nosa i ust w przestrzeni publicznej - w sklepie, komunikacji, ale także na ulicy. "Noszenie maseczki to nie jest duży trud" Rzecznik rządu podkreślił, że zakrywanie ust i nosa to przede wszystkim kwestia odpowiedzialności. - Chciałbym, żebyśmy żyli w społeczeństwie, które bez wymogu formalnego nawet w takiej trudnej sytuacji obowiązek maseczek samo realizuje. Oczywiście, tak nie jest, w związku z tym od tego są przepisy prawa, by to egzekwować. Natomiast to wszystko jest w trosce o zmniejszenie liczby osób, które będą chorowały - powiedział. Zwrócił zarazem uwagę, że noszenie maseczki nie ogranicza w jakiś "ekspansywny" sposób praw obywatelskich. Przyznał, że z ogromnym żalem patrzy na osoby w swoim wieku, czyli trzydziestolatków, które z nieuzasadnionych przyczyn nie chcą nosić maseczki. - Przecież to nie jest duży trud, a jednocześnie ogromne zmniejszenie potencjału zakażenia innej osoby - powiedział Müller. Jak zaznaczył, gdy dwie osoby mają maseczki i dzieli je dystans, wówczas możliwość zarażenia praktycznie nie istnieje. Müller pytany był też o zapowiedzianą politykę "zero tolerancji" wobec osób, które nie stosują się do obowiązku zakrywania ust i nosa. Jak zaznaczył, egzekwowanie tych przepisów ma kilka poziomów. Wskazał, że mandat, jaki można otrzymać za nieprzestrzeganie obostrzeń, wynosi około 500 zł, ale w przypadkach rażącego naruszenia przepisów kary mogą sięgnąć nawet 5-20 tys. zł. Rzecznik rządu podkreślił, że istnieje podstawa prawna do wprowadzania takich ograniczeń. - Jesteśmy w stanie epidemii, który został ogłoszony już kilka miesięcy temu - wskazał. "Nie chcemy wprowadzać drugiego lockdownu" Müller stwierdził, że jeżeli wprowadzane obostrzenia będą przestrzegane, w ciągu najbliższych tygodni jest szansa na spowolnienie rozwoju epidemii. - Z drugiej strony nie chcemy wprowadzać drugiego lockdownu, nie chcemy ograniczać tak mocno gospodarki, jak to miało miejsce w marcu czy kwietniu, ponieważ chcemy, aby równolegle funkcjonowało społeczeństwo i gospodarka. Te dwie szale, które tutaj są ważone, na stale zmieniają swój środek ciężkości - zaznaczył. Rzecznik rządu pytany był także, czy można spodziewać się nowych obostrzeń w sobotę. Jak podkreślił, decyzje o tym podejmować będzie Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego, a obecnie trwa analiza sytuacji. Według Müllera rozważane jest m.in. wprowadzenie limitu dotyczącego liczby osób w danych przestrzeniach. Rząd, jak wyjaśnił, rozważa takie rozwiązania, które mogą ograniczyć transmisję wirusa, ale zarazem nie uderzają w gospodarkę. Rzecznik rządu zapytany został też, czy rozważane jest w Polsce wprowadzenie stanu wyjątkowego. - Na tym etapie nie ma takich propozycji. Pamiętajmy o tym, że w innych krajach często stan nadzwyczajny ma inny charakter niż ten konstytucyjny w Polsce - powiedział.