- Około godziny 15 będziemy mieli konferencję Europejskiej Agencji Leków (EMA) w zakresie dopuszczenia szczepionki AstraZeneca - szczepionki, której mamy obecnie zamówionych 16 mln dawek, z czego w pierwszym kwartale możemy liczyć na około 1,5 mln - powiedział Andrusiewicz na konferencji prasowej. Rzecznik resortu zdrowia zaznaczył, że taka pula pozwoli zaszczepić w pierwszym kwartale około 750 tys. osób. Szczepionka AstraZeneca podawana jest pacjentowi w dwóch dawkach, podobnie jak preparaty firm Pfizera/BioNTech i Moderny. Zgon krótko po szczepieniu Rzecznik resortu zdrowia zabrał też głos w sprawie śmierci 73-latka dzień po szczepieniu przeciw COVID-19. W rządowym raporcie o niepożądanych odczynach poszczepiennych z 23 stycznia znalazła się informacja, że 20 stycznia w Oleśnicy zanotowano zgon mężczyzny. W opisie wskazano, że pacjent miał: gorączkę, spadek ciśnienia tętniczego, tachykardię. Trzy razy wzywano do niego zespół ratownictwa medycznego. Mężczyzna był pensjonariuszem Powiatowego Domu Pomocy Społecznej w Ostrowinie. - Wyniki sekcji zwłok wykazały, że raczej nie miało to związku z zaszczepieniem - przekazał Andrusiewicz. Jak dodał, teraz zostaną przeprowadzone badania histopatologiczne, które potrwają dłużej, "ale pierwsze wyniki sekcji zwłok mówią o tym, że to raczej nie jest wskazanie do powiązania szczepienia ze śmiercią". Andrusiewicz podał, że od początku szczepień zanotowano w naszym kraju w sumie trzy zgony, które wystąpiły w związku czasowym z przyjęciem preparatu. Jak podkreślił, dwa z nich raczej nie wiążą się z podaniem szczepionki.- Drugi zgon dotyczący Krakowa - tam już (...) przy wpisywaniu zgonu do systemu lekarz zauważył, że najprawdopodobniej nie jest to zgon spowodowany szczepieniem. I tu znów mamy pewną koincydencję czasową, to była osoba też z poważnymi schorzeniami w zakładzie opiekuńczo-leczniczym - powiedział. Jak dodał rzecznik, trzeci zgon, do którego mogło dojść w zbieżności czasowej z podaniem szczepionki, dotyczy osoby z DPS-u w Ciechanowie, około 50-letniej i z wieloma chorobami. Andrusiewicz zwrócił uwagę, że podopieczni DPS-ów i zakładów opiekuńczo-leczniczych to najczęściej osoby bardzo schorowane. Zaapelował, żeby w przypadkach zgonów nie ferować wyroków, że są one spowodowane niepożądanym odczynem poszczepiennym, bo nie mamy takiej pewności. "Najgorsze jest masowe przemieszczanie się" - Spadek zakażeń nie jest na tyle duży, byśmy mogli czuć się zwolnieni z obostrzeń. W dobie epidemii najgorsze jest masowe przemieszczanie się ludności, stąd zamknięcie hoteli - tłumaczył też na konferencji prasowej Andrusiewicz. Rzecznik resortu zdrowia zwrócił uwagę, że gdy hotele były otwarte, "liczba przemieszczających się osób, mieszających się na parkingach, stacjach benzynowych i ostatecznie w hotelach była tak duża, że możliwość transmisji wirusa zdecydowanie wzrastała". Andrusiewicz nawiązał też do zamknięcia stoków narciarskich. - 18 stycznia była informacja o odmianie brytyjskiej koronawirusa, którym Brytyjczyk zakaził 27 osób, które wybrały się na narty do Szwajcarii. Jedna osoba zaraziła 27 osób na stoku i w hotelu. To jest świadectwo tego, że nie możemy mówić, że zjeżdżając na nartach, jesteśmy bezpieczni. Na pewno w drodze do wyciągu, na parkingu spotykamy dziesiątki, jeśli nie setki innych osób - wskazał. - Jeżeli zdecydowalibyśmy się szybko odmrozić te możliwości dotyczące stoków czy hoteli, musielibyśmy się liczyć ze wzmożonym ruchem dużej części naszego społeczeństwa. Biorąc pod uwagę fakt, że nauczanie w klasach od czwartej wzwyż mamy nadal zdalne, istniałaby poważna obawa, że nagle wszystkie dzieci zaczną się uczyć z hoteli, co nie byłoby wskazane w dobie, w której mamy spadek, ale ten spadek nie jest na tyle duży byśmy mogli czuć się zwolnieni z zachowywania obostrzeń - zaznaczył Andrusiewicz.