- Wprowadzenie regionalnych obostrzeń było stosowane od wielu lat. Tak zadziałano m.in. w trakcie epidemii ospy we Wrocławiu w 1963 roku. Taka decyzja rządu mnie nie dziwi. Szczególnie, że obecnie sytuacja w woj. warmińsko-mazurskim jest rzeczywiście zdecydowanie poważniejsza niż w całym kraju. Mocniejsze obostrzenia mają pomóc w poprawie sytuacji na danym terenie. Mają też działać psychologicznie. Jeżeli bowiem widzimy, że któreś województwo trafia do strefy czarnej, to siłą rzeczy bardziej się pilnujemy. Nie chcemy, aby nas to spotkało - mówił Rajewski. Aby regionalizacja była skuteczna, w jego ocenie konieczna jest odpowiedzialność. - Osoby z Warmii i Mazur powinny teraz ograniczyć swoją mobilność. Na pewno nie są wskazane wycieczki po kraju - dodał. "Nie akceptują żadnych ograniczeń" Lekarz z Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Bydgoszczy nie jest co do zasady za terapią szokową. Widzi jednak, jak trudno dotrzeć do części społeczeństwa. - Dalej są tacy, którzy powiedzą, że epidemii nie ma. Wierzą w spisek, słuchają pseudoekspertów z Facebooka czy Instagrama. Nas - lekarzy czy naukowców - ci ludzie mają za nic. Wolą słuchać celebrytów. Czasem chciałbym im pokazać nagranie pacjentów, którzy leżą u nas w szpitalu. Może to by podziałało - dodał. Pokolenie urodzone dziesięciolecia po wojnie uznał za takie, które nie zna żadnych hamulców. - Ci młodzi ludzie nie akceptują żadnych, nawet najmniejszych ograniczeń. Nie są przyzwyczajeni do żadnych życiowych problemów, które ich spowalniają - powiedział. Kwestia maseczek Rajewski przyznał, że można by w Polsce zdjąć obowiązek noszenia maseczek na otwartej przestrzeni. - To jednak wymagałoby rozsądku społeczeństwa. A widzimy co innego. Jeżeli tylko luzujemy obostrzenia, to ludzie zachowują się tak, jakby piekła nie było - powiedział ekspert. Trudna sytuacja w kolejnym województwie Z jego obserwacji w szpitalu wynika, że od około tygodnia także w woj. kujawsko-pomorskim coraz więcej osób zakażonych koronawirusem SARS-CoV-2 trafia do szpitali. - To nie jest taki napływ jak jesienią, ale wzrost jest już odczuwalny. Fala wiosenna epidemii idzie do góry. Jeszcze nie jesteśmy na jej szczycie. Sądzę, że on nie będzie tak duży jak w październiku i listopadzie. W najbliższych tygodniach mogą być mimo to wzrosty - nawet do 20 tys. zakażeń na dobę - stwierdził lekarz. Nadal do szpitali trafiają głównie pacjenci powyżej 50 lat. - Gdybyśmy mieli zaszczepionych wszystkich chętnych powyżej 60. roku życia oraz osoby z poważnymi chorobami, to w zasadzie gospodarkę można by całkowicie otworzyć, bo wówczas nie grozi nam duża liczba zgonów oraz paraliż szpitali - ocenił.