Rzecznik rządu, pytany w środę w TV Republika, czy Polacy mogą być pewni nowych obostrzeń, odparł: - Bez wątpienia, patrząc na liczby zachorowań, dodatkowe rygory raczej się pojawiają. Poinformował, że te decyzje będą zapadały w czwartek. - Ale wygląda na to, że faktycznie sytuacja jest na tyle poważna, że już niektóre obostrzenia powinny pojawić się również w tym tygodniu - podkreślił. - Czwartek jest takim dniem, kiedy będziemy wskazywać na kierunki działań, jeżeli chodzi o środki profilaktyczne w zakresie walki o zdrowie i życie naszych obywateli. Dlatego w czwartek będą ogłoszone decyzje, a termin wejścia to albo weekend, albo początek następnego tygodnia, tak jak to było dotychczas - wyjaśnił. "Trudno mówić, że to jest lockdown" Pytany, czy to nie będzie już lockdown, rzecznik przekonywał, że "gdy popatrzymy na wiosnę tego roku, to jednak widzimy zasadniczą różnicę, chociażby w zakresie mobilności obywateli w kraju". - Przecież mamy dane statystyczne, które pokazywały jeszcze tydzień temu, że mobilność obywateli, czyli przemieszczanie się po kraju oraz przemieszczanie w ramach miast, jest właściwie identyczne, jak przed rozpoczęciem epidemii. W związku z tym trudno mówić o takiej sytuacji, że to jest lockdown - powiedział. Jak dodał, "natomiast lockdownu nie chcemy wprowadzać takiego, jak to miało miejsce wiosną, chcemy natomiast wprowadzać takie ograniczenia, które są niezbędne". "Wiosną uratowały nas niepopularne decyzje" Na uwagę, że we Włoszech dano tydzień na przykład branży fitness na zwiększenie reżimu sanitarnego, a polskie władze takiego czasu nie dały, rzecznik odpowiedział, że "to, co uratowało nas wiosną tego roku, to szybkie decyzje, czasami niestety niepopularne". - W związku z tym mogą takie sytuacje zdarzyć się ponownie, że będziemy musieli takie decyzje trudne podejmować, ale one są niezbędne do tego, żeby nie było takiej sytuacji właśnie jak we Włoszech, w których trzeba było decydować o tym, kto może być poddany leczeniu, a kto musi zostać i samotnie walczyć z chorobą - zaznaczył rzecznik rządu. Odnosząc się do obecnej sytuacji, rzecznik rządu wyjaśnił, że chodzi o to, by "wprowadzić zdrową równowagę pomiędzy lockdownem, a ochroną życia i zdrowia obywateli". - To jest właśnie ta droga, którą idziemy, to znaczy pomiędzy tymi dwoma skrajnościami, pomiędzy skrajnością zamykania państwa całkowicie, a pomiędzy drugą skrajnością, mówiącą, że koronawirusa nie ma. Idziemy drogą, która równoważy zarówno kwestie zdrowia i życia obywateli, to jest priorytet, ale z drugiej strony równoważy również kwestie funkcjonowania życia społeczno-gospodarczego - powiedział Piotr Müller. Nauka zdalna w starszych klasach? O kolejne obostrzenia rzecznik rządu był też pytany w Radiu Plus. Müller poinformował, że podczas wtorkowego posiedzenia Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego omawiano pierwsze ewentualne kierunki. W środę - dodał - Zespół ma zdecydować o ewentualnych nowych obostrzeniach - na podstawie danych m.in. dotyczących obłożeń w szpitalach oraz liczb zakażań. - I faktycznie jutro będą komunikowane decyzje w tym zakresie - zapowiedział. Pytany, czy brane jest pod uwagę poszerzenie zdalnej edukacji o starsze klasy szkół podstawowych, Müller odparł: - To jest jeden z wariantów, który podczas dyskusji na RZZK się pojawił. Zaznaczył jednak, że w tej chwili nie ma decyzji, co do tej kwestii. - Dzisiaj będą dyskusje na ten temat, jutro komunikowane, natomiast jeszcze decyzji w tym konkretnym obszarze nie ma - mówił rzecznik rządu. Dopytywany, od której klasy - w tym wariancie - miałoby się odbywać nauczanie zdalne, Müller odparł: - Jeżeli takie decyzje zapadną, to pewnie tylko starsze klasy.