W więzieniu federalnym w Tepic w Meksyku wprowadzono niedawno całkowity zakaz odwiedzin w związku z epidemią koronawirusa. Nie ma na razie oficjalnych danych o zakażeniach na terenie obiektu. Przedstawiciel firmy, która zatrudniała kapitana Lasotę i jego załogę, zdążył dostarczyć mu leki, które musi przyjmować w związku ze swoimi schorzeniami. Zapas wystarczy na trzy miesiące. Do tej pory Polak mógł liczyć na takie wizyty co osiem dni. Zakaz odwiedzin w więzieniu wiąże się też z brakiem kontaktu z przedstawicielami polskiego konsulatu w Meksyku. Rodzina kapitana ma z nim jedynie kontakt listowny. Telefon, na który zgodziły się władze zakładu karnego, nie działa. Żona, syn i córka kapitana Lasoty nie tracą jednak nadziei. Liczą, że po ich liście z prośbą o interwencję, władze naszego kraju zareagują stanowczo. Skierowali go bezpośrednio do szefa gabinetu Prezydenta RP Krzysztofa Szczerskiego. Za pośrednictwem ambasady Meksyku w Polsce zwrócili się też do prezydenta tego kraju. W obu przypadkach czekają jeszcze na odpowiedź. 200 kg kokainy w ładowni Kapitan Andrzej Lasota trafił do meksykańskiego aresztu po tym, jak na dowodzonym przez niego masowcu UBC Savannah marynarze ujawnili dziwne pakunki. Worki leżały na dnie ładowni, pod transportowanym kruszywem. Załoga przerwała rozładunek i powiadomiła o nich oficerów oraz kapitana, który z kolei natychmiast przekazał informację o sprawie kapitanatowi portu i miejscowej policji. Służby, które przyjechały na miejsce, ujawniły w workach około 200 kg kokainy. Śledczy zdecydowali o aresztowaniu całej 22 osobowej załogi statku - 19 Filipińczyków i trzech Polaków. Po kilku miesiącach sąd oczyścił z zarzutów i zwolnił z aresztu marynarzy, ale przychylił się do wniosku tamtejszych śledczych, by w areszcie pozostał jeszcze kpt. Andrzej Lasota. Miejscowy prokurator przyjął, że Polak jako dowodzący jednostką - musiał wiedzieć o przemycie. Mateusz ChłystunOpracowanie: Joanna PotockaCzytaj więcej na stronie RMF24.pl