Tak źle jak we czwartek jeszcze nie było. Najnowsze dane z Ministerstwa Zdrowia wskazują, że w czwartek zanotowano aż 4280 nowych zakażeń i 76 ofiar. W ciągu jednego dnia liczba przypadków skoczyła o prawie 1300. - Jeśli przypadki są rozproszone, to trudniej je opanować, bo kontrola nad nimi jest znacznie mniejsza. Do tego dochodzi jeszcze inny ważny element: w zasadzie żadnej kontroli nie mamy nad przypadkami bezobjawowymi. I to jest ogromny problem - mówi dr Durajski. Czy w obecnej sytuacji można temu w jakikolwiek sposób zaradzić? Zdaniem eksperta współpracującego z WHO trzeba byłoby zrobić testy nie tylko pacjentom bezobjawowym, ale też osobom z kontaktu. Dzisiaj dzieje się tak tylko w przypadku tych, którzy mają objawy. Dr Durajski mówi, że przede wszystkim powinna być przekazywana spójna informacja. - Co chwilę jest inny komunikat i ludzie też mogą być zdezorientowani. Z drugiej strony, nastąpiło poluzowanie, społeczeństwo uznało, że wirus poszedł na wakacje tak jak i my. W efekcie mamy sytuację, jaką mamy. Niestety, wszyscy zbieramy tego pokłosie. Dr Durajski podaje konkretną sytuację sprzed kilku dni. Do przychodni miała przyjść mama z dziewczynką, która kasłała. - Chodziło o osłuchanie, jaka mogła być przyczyna. Podczas wcześniejszej teleporady okazało się jednak, że ośmiolatka jest szkoły, gdzie nauczycielka ma koronawirusa. A zatem w ogóle w takiej sytuacji nie powinna się przemieszczać, a tym bardziej przychodzić do przychodni. Bo to jest narażanie pacjentów, którzy pojawiają się z innymi kłopotami zdrowotnymi - zwraca uwagę ekspert. Problemem - jak przekonuje - nie są więc zalecenia, które obowiązują, ale ich egzekwowanie. - Ludzie słyszeli, że wirus jest w odwrocie, że mamy problem z głowy... Nie! Żaden ekspert zajmujący się szeroko pojętym zdrowiem publicznym tak nie mówił, słyszeliśmy to tylko od polityków. Tymczasem to bagatelizowanie spowodowało, że społeczeństwo zaczęło luzować zasady - mówi. Przywołuje też inne przypadki. - Pacjenci mają zgłaszać się do przychodni lekarza rodzinnego po zaświadczenie, że mogą być zwolnieni z noszenia maseczek. Po pierwsze, to generowanie dodatkowego ruchu, po drugie - pacjenci narażeni powinni właśnie nosić maseczki, także dla własnego bezpieczeństwa. - Myślałem, że przy takim tempie wzrostu zachorowań bariera pięciu tysięcy może zostać przekroczona w połowie października, ale wiele wskazuje na to, że stanie się to jeszcze wcześniej. To dowód, że sytuacja jest naprawdę poważna - podsumowuje dr Durajski.