Reporterzy "Raportu" nawiązali kontakt z mężczyzną, który miał im pomóc w zaszczepieniu się przeciwko COVID-19 poza oficjalną listą. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, czy chodzi o przyspieszenie szczepienia czy o samą szczepionkę. Z mężczyzną spotkali się na południu Polski. Człowiek, z którym mieli się spotkać telefonicznie ustalał warunki przekazania ampułki. Beata Glinkowska i Jacek Smaruj wcielili się w role pracowników dużej firmy. Ich zadaniem jest zakup kilkudziesięciu dawek szczepionki. Pierwszą dostali w promocyjnej cenie. Zakładając, że mężczyzna mówi prawdę, to tylko ten jeden człowiek sprzedał 1500 fiolek, a to około 25 tysięcy dawek. W fiolce, którą kupili reporterzy jest 5 mililitrów płynu. Niewielka buteleczka nie posiada etykiety ani numeru partii. "Nie jest to zwykła sól fizjologiczna. Znajduje się tam kawałek mRNA" Kolejnego dnia po zakupie pojechali do laboratorium. To początkowa faza testów. Wstępne badania potwierdziły, że znajduje się w niej RNA, czyli najważniejszy składnik szczepionki przeciwko Covid-19. - Na razie mamy wstępne wyniki. Nie jest to zwykła sól fizjologiczna. Znajduje się tam kawałek mRNA, o mniej więcej takiej wielkości jaka powinna się znaleźć w szczepionce BioNTech Pfizer - powiedział prof. dr hab. Krzysztof Pyrć, wirusolog Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Czy to możliwe, że najbardziej pożądany obecnie lek jest w zasięgu naszej ręki? - Na ten moment nie jesteśmy w stanie potwierdzić, że RNA to jest właśnie to szczepionkowe. Potrzebujemy jeszcze kilku dni na dokończenie analiz, natomiast wygląda dość podobnie jak to, które powinniśmy zobaczyć w szczepionce. Mamy bardzo mocną sugestię, że albo ktoś się bardzo poważnie napracował albo faktycznie jest to szczepionka - dodał prof. Pyrć.