- U mnie wygląda to tak, że, jak widać na drzwiach, restauracja jest zamknięta, liczymy na to, że na wiosnę ruszymy. Szukamy więc osób, "testerów", którzy testują dania - mówi reporterom programu "Raport" Maciej Adamski, menager restauracji z Legionowa. - Podpisują ze mną umowę o dzieło i w tym momencie zostają prawnie moimi pracownikami. Kończą dzieło lub nie. Także to nie są goście. To są pracownicy - tłumaczy. Policja, która wraz z sanepidem weszła do lokalu, wyprowadziła jednak klientów. Co na to prawnik? - Byłem bardzo zaskoczony przypadkiem, kiedy policja próbowała karać mandatami gości, którzy jedli, ponieważ w rozporządzeniu jest wprost napisane, że osoby, które spożywają posiłki, nie muszą mieć tej maseczki założonej. Klientowi nic tutaj nie grozi, chyba że złamie ten obowiązek maseczkowy. Natomiast policja spisuje często klientów - zauważa adwokat Marcin Sypniweski. Mimo zakazu działają też siłownie. Tam też przeprowadzane są kontrole. Tomasz Napiórkowski, prezes Polskiej Federacji Fitness, nie ukrywa, że klienci są. Jednak, jak dodaje, sytuacja klubów fitness jest inna niż w hotelach czy restauracjach. - My jesteśmy usługą ciągłą. Nikt nie kupuje abonamentu, żeby przebywać 2-3 razy w tygodniu w hotelu. Tam jadę, jak jest sezon, tak jak teraz, i jesteśmy faktycznie w stanie zapełnić hotele w górach w jeden weekend. Odbudowanie ruchu w kubie fitness to jest przynajmniej kwartał, żebyśmy zbliżyli się do poziomów sprzed lockdownu, tego październikowego. Jeśli mamy mówić o powrocie do frekwencji sprzed marca, to rok, dwa lata pracy przynajmniej - wyjaśnia.