Marczak wyjaśnił, że mimo apeli policji, osoby uczestniczące w nielegalnym zgromadzeniu kontynuują swoje działania. Poinformował, że funkcjonariusze dokonali zatrzymań prewencyjnych. Nie podał liczby zatrzymanych. Wskazał, że chodzi o paragraf 54 kodeksu wykroczeń, mówiący o naruszaniu przepisów o zachowywaniu się w miejscach publicznych. Stanowi on, że "Kto wykracza przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych, podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze nagany". Marczak poinformował ponadto, że w przypadku osób, które nie przestrzegały przepisów wprowadzonych w związku ze stanem epidemii, będzie kierowała wnioski o ukaranie sprawców do sanepidu. Kto uczestniczy w proteście? Grupa osób uczestniczących w proteście przedsiębiorców zebrała się w piątek na ul. Emilii Plater, między Dworcem Centralnym a Pałacem Kultury. Wśród nich byli m.in. kandydat na prezydenta Paweł Tanajno i poseł Konfederacji Grzegorz Braun. Manifestanci zostali otoczeni przez policję i wezwani do rozejścia się. Kiedy funkcjonariusze podjęli próbę zatrzymania i wyniesienia demonstrantów, doszło do przepychanek. Braun ocenił, że zgromadzenie ma charakter pokojowy, wezwał funkcjonariuszy do niestosowania przemocy. Przedsiębiorcy zorganizowali protest w czwartek. Przeszli przed Sejm i Kancelarię Premiera. W nocy z czwartku na piątek uczestnicy protestu zostali zatrzymani przez policję. Demonstracja początkowo miała charakter protestu samochodowego i koncentrowała się wokół Ronda Dmowskiego. Następnie grupa protestujących przeszła Alejami Ujazdowskimi i zatrzymała się najpierw przed Sejmem, a następnie przed KPRM, gdzie domagali się spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim. "Wywieźli mnie do jakiegoś odludnego miejsca w Legionowie" W nocy z czwartku na piątek policja zatrzymała łącznie 38 osób, z czego 37 - prewencyjnie. Wśród nich był także Tanajno, który swoje zatrzymanie opisał w piątek rano na Facebooku. "Wywieźli mnie do jakiegoś odludnego miejsca w Legionowie. Trzymali przez 5 godzin na tylnym technicznym siedzeniu "suki" (rodzaj policyjnego samochodu - przyp. red.). Co chwilę trzaskali drzwiami, było cholernie zimno, nie dało się spać. O 6.30 półprzytomnemu wręczyli 3 karteczki do podpisania i zaproponowali 500 zł mandatu. Z zamkniętymi oczami z zaspania odmówiłem podpisania czegokolwiek i przyjęcia mandatu. Powiedzieli, że mogę sobie iść, nie wiadomo gdzie i jak" - napisał na swoim profilu.