W środę minister zdrowia Adam Niedzielski podał, że według porannych danych potwierdzono zakażenie koronawirusem u 12 146 osób. Ocenił, że obecna sytuacja "nie wygląda dobrze". Zapowiedział ograniczenia w ruchu na południowej granicy, niedopuszczenia przyłbic i chust jako zamienników maseczek oraz zregionalizowanie obostrzeń. W ocenie kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku i prezesa Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych prof. Roberta Flisiaka liczba potwierdzonych zakażeń jest co prawda wysoka, to należy zauważyć, że obecnie choruje więcej młodszych osób niż przed kilkoma miesiącami. - A to oznacza, że system opieki zdrowotnej nie będzie aż tak mocno obciążony, bo ciężej chorują osoby starsze - zaznaczył prof. Flisiak. Z informacji eksperta wynika, że wśród osób przyjmowanych do szpitali widać tendencję do obniżenia średniego wieku przyjmowanych pacjentów. - Widać to zarówno w danych ogólnopolskich, jak i obserwacjach w kierowanej przeze mnie klinice. Jest to dopiero zarysowany trend, ale jeśli będzie się utrzymywał, to może będzie to pierwszy efekt szczepień - dodał. Prof. Flisiak powiedział jednak, że mimo to nie ulega wątpliwości, że od ponad tygodnia obserwowany jest wzrost liczby przyjmowanych pacjentów. - Mamy 100 proc. obłożenie, zakładamy już szpital tymczasowy, jednak - co ważne - nie mamy zgonów - dodał. Według niego teraz warto śledzić odsetek zajętych respiratorów i zgonów oraz wiek osób wymagających hospitalizacji, a nie skupiać się na samej liczbie zakażonych. "Idziemy śladem naszych południowych sąsiadów" Prof. Flisiak porównał krzywe zachorowań w Czechach, na Słowacji i w Polsce. Z jego obserwacji wynika, że podobne trendy w tych trzech krajach pojawiały się mniej więcej w takich samym momentach. Duża liczba zachorowań w przeliczeniu na liczbę mieszkańców miała miejsce w październiku w Czechach, w listopadzie - w Polsce, na Słowacji - na przełomie października i listopada. Zwyżki powtórzyły się od połowy grudnia do stycznia. - W Czechach były najwyższe, na Słowacji niższe, a w Polsce ledwo zaznaczone, przy czym podobny trend dotyczył częstości zgonów - wskazał. - Idziemy zatem w kwestii epidemii śladem naszych południowych sąsiadów, ale tak jakby na niższym poziomie - powiedział. "Mamy niedoszacowanie odporności populacyjnej" Ekspert dodał, że Polska nadal ma w przeliczeniu na milion mieszkańców znaczenie mniej zachorowań niż Czesi i Słowacy, za wyjątkiem okresu listopadowego i grudniowego. O czym to świadczy? - Robiliśmy mało testów w 2020 r. Z uwagi na to mamy poważne niedoszacowanie odporności populacyjnej w Polsce, a ta odporność chroni nas obecnie przez gorszym scenariuszem przebiegu epidemii. To wygląda tak, jakby na przestrzeni całej pandemii zachorowania w Polsce bardziej rozłożyły się w czasie niż u naszych południowych sąsiadów - dodał. Darmowy program - rozlicz PIT 2020