W Polsce do niedzieli potwierdzono testami 634 przypadki zakażenia koronawirusem, wywołującym chorobę COVID-19. Siedem z zakażonych osób zmarło. Tymczasem we Włoszech zarażonych jest ponad 46. tys. ludzi, z czego 5 476 zmarło. W sąsiadujących z naszym krajem Niemczech wykryto 23 974 przypadki zakażenia, a 92 zakażone osoby zmarły.Prof. Miłosz Parczewski, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych, Tropikalnych i Nabytych Niedoborów Immunologicznych Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie w rozmowie z "Rz" zauważa, że krzywa wzrostu nowych przypadków w Polsce jest praktycznie równoległa do krzywej niemieckiej. "Do czwartku była identyczna, z jedną różnicą - mieliśmy dwa tygodnie przesunięcia. Możemy więc przyjąć, że Polska jest jak Niemcy dwa tygodnie temu" - mówi. Jak zauważa, w najbliższych dniach będziemy obserwować, czy krzywa zachorowań będzie się odchylać od modelu niemieckiego i "wypłaszczać" w związku z restrykcjami przyjętymi przez polski rząd. Ekspert zaznacza też, że nowy koronawirus będzie - jak każdy wirus - dotykał wszystkich, niezależnie od wieku. Śmiertelność i ciężkość przebiegu związana jest mocno z wiekiem. "Ryzyko zgonu wyraźnie zaczyna się odchylać powyżej 50 lat, z dramatycznym wzrostem śmiertelności powyżej 70-80 roku życia" - tłumaczy. I - choć młodzi chorują łagodniej - nie oznacza to, że wśród dzieci i młodzieży nie będzie przypadków śmiertelnych. "Jeśli [chorych] będzie bardzo dużo, to nawet śmiertelność rzędu 0,2 do 40 roku życia oznacza, że ona jest i nie można jej bagatelizować" - mówi profesor. Naukowiec zaznacza, że możliwe jest, iż wirus, który powoduje zachorowania w Niemczech, "ma nieco inną sygnaturę genetyczną [niż ten we Włoszech], jest mniej zjadliwy". "Tego jeszcze nie wiemy - być może te dane pojawią się na dniach" - mówi. Zauważa jednak, że we Włoszech mamy do czynienia z wyższą niż u naszych zachodnich sąsiadów śmiertelnością. Zobacz też: Prof. Galli ze szpitala w Mediolanie: Jesteśmy na granicy kryzysu