- Odporność populacyjna, którą musimy zdobyć jako społeczeństwo, potrzebna jest po to, żeby zabezpieczyć się przed falą kolejnych zachorowań na COVID-19, która może pojawić się jesienią. Uchroni nas nie tylko przed chorobą, ale również przed konsekwencjami, jakie niesie ze sobą pandemia w postaci szeregu ograniczeń, m.in. lockdownu, zatrzymania gospodarki czy paraliżu funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej - powiedział prof. Wysocki. Wskazał, że o odporności populacyjnej możemy mówić wtedy, kiedy większa część społeczeństwa wytworzy przeciwciała przeciw koronawirusowi. Można je nabyć drogą naturalną przez przechorowanie albo przez zaszczepienie. - Aby wygasić epidemię, szacuje się, że trzeba uodpornić 60-70 proc. populacji - powiedział prof. Wysocki. Korzyści dla wszystkich Prof. Wysocki uważa, że szczepienia młodzieży, a gdy będzie taka możliwość również dzieci, przyniosą korzyść nie tylko społeczeństwu, ale przede wszystkim zaszczepionym. - Spotykam się z opiniami rodziców, którzy mówią, że szczepimy młodzież dla dobra innych. Ale nie jest to do końca prawda - powiedział. Dodał, że "w początkowym okresie pandemii uważano, że koronawirus nie zagraża młodzieży i dzieciom, dziś wiadomo, że to nieprawda, bo chorują wszyscy. Prawdą jest natomiast, że COVID-19 młodzież i dzieci przechodzą łagodniej niż osoby starsze, a zdarza się, że bezobjawowo". Według niego bezobjawowe przejście choroby nie gwarantuje braku powikłań. - Zdarza się, że u młodzieży i dzieci po przejściu COVID-19 diagnozujemy bardzo niebezpieczny zespół postcovidowowy tzw. PIMS. Jest to wieloukładowa reakcja zapalna, przebiegająca z gorączką. Dochodzi do uszkodzenia mięśnia sercowego, naczyń wieńcowych, płuc, wątroby i innych narządów. Może spowodować stały uszczerbek zdrowia. Wymaga leczenia szpitalnego, podawania immunoglobulin, sterydów - powiedział. Dodał, że "na szczęście zespół ten nie występuje często, obecnie z tą diagnozą na Oddziale Obserwacyjno-Zakaźnym Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Poznaniu przebywa czworo dzieci". Duże ryzyko zachorowania Zdaniem prof. Wysockiego ryzyko zachorowania na COVID-19 wśród młodzieży jest duże. - Młodzi ludzie spędzają dużo czasu ze sobą, nie przestrzegają obostrzeń, nie noszą maseczek. We wrześniu wrócą do szkół i jeżeli nie zostaną zaszczepieni, może pojawić się niebezpieczeństwo wystąpienia czwartej fali zachorowań jesienią - powiedział. Wskazał, że w Unii Europejskiej dopuszczona do szczepień 16- i 17-latków jest jedynie szczepionka Pfizera. W Stanach Zjednoczonych preparatem tej samej firmy można już szczepić dzieci od 12. roku życia. O rejestracji preparatu w UE decyduje Europejska Agencja Leków (EMA). NOP? "Bezpodstawne obawy Prof. Wysocki ocenił, że obawy przed wystąpieniem niepożądanych odczynów poszczepiennych u młodzieży są bezpodstawne. - Reakcje po podaniu szczepionki są takie same jak u dorosłych i w 90 proc. są łagodne. Może wystąpić gorączka, dreszcze, ból w miejscu szczepienia, ból głowy - powiedział. - Nie ma również przesłanek, żeby twierdzić, że szczepienie może spowodować komplikacje zdrowotne w dorosłym życiu. Wykorzystane w szczepionkach RNA nie jest tym, który wbudowuje się do genomu człowieka - wskazał. Dodał, że "jeżeli będziemy chcieli w przyszłości szybko reagować na epidemie, które mogą się wydarzyć, będziemy wykorzystywać szczepionki właśnie takie jak te przeciw koronawirusowi".