Prof. Horban pytany przez "Rz", czy już jesteśmy na granicy wydolności systemu, odpowiedział, że "nawet już ją przekroczyliśmy".- Stąd decyzja o budowie szpitali tymczasowych - dodał. Profesor wyjaśnił, że możemy mówić o załamaniu systemu z punktu widzenia pandemii, wtedy, gdy nie będzie stałego dostępu do tlenu, nie będzie łóżek, leków i personelu, który poprowadzi chorego w sposób fachowy. Pytany, co możemy zatem zrobić, żeby przesunąć tę granicę, wskazał, że w Polsce mamy ok. 200 tys. łóżek. - Jeśli wyłączymy rehabilitację i sanatoria, bo tam zwykle nie ma dostępu do tlenu, pozostaje ok. 100 tys. łóżek, z tego ok. 30 tys. jest przeznaczonych i gotowych dla pacjentów z COVID-19. Można tę liczbę zwiększyć, stawiając przy każdym butlę z tlenem. Ale przy zużyciu 60 litrów na minutę taka butla starcza na pół godziny - tłumaczył. - Część obecnych łóżek musi zostać dla pacjentów leczonych na bieżąco. Nie przesuniemy w czasie porodu czy zawału. Wszystkie zabiegi planowe muszą być jednak, niestety, przesunięte na czas po pandemii. Co jest oczywiście dramatem samym w sobie, szczególnie w przypadku schorzeń nowotworowych. Tych łóżek nie powinniśmy ruszać- zastrzegł. Dlaczego w szpitalach zaczyna brakować tlenu? Podkreślił, że "mamy więc do dyspozycji maksymalnie, i raczej teoretycznie, połowę łóżek, czyli ok. 50 tys., jeśli doliczymy łóżka w szpitalach tymczasowych". - Przy 30 tys. zdiagnozowanych dziennie średnio 6 tys. osób wymaga pobytu w szpitalu. Średni czas pobytu to dziesięć dni. Oznacza to, że po dziesięciu dniach mamy zajętych 60 tys. łóżek - zwrócił uwagę. Pytany, dlaczego w szpitalach zaczyna brakować tlenu, wyjaśnił, że problem jest w zużyciu. - Większość instalacji tlenowych była w szpitalach obliczona na o wiele mniejsze zużycie. Kiedyś wystarczał on na kilka dni, dzisiaj - na kilka godzin. Nikt, budując je, nie przewidział, że nagle trzeba będzie pompować tlen całą dobę. Część szpitali niestety ciągle jeszcze jest w minionej epoce i funkcjonuje w oparciu o butle tlenowe. Nowoczesny szpital powinien mieć centralną tlenownię, którą buduje się, jak pokazał przykład Szpitala Narodowego, w ciągu kilku dni - wskazał. Czy "już powinniśmy zamknąć Polskę"? Na pytanie, czy "już powinniśmy zamknąć Polskę", prof. Horban odpowiedział, że jeżeli liczba nowo zdiagnozowanych zacznie przekraczać 30 tys., to zdecydowanie tak. - Musimy zakazać ludziom wychodzenia z domu bez powodu, jedynie do pracy w zawodach, które są niezbędne do funkcjonowania kraju. Wszystko inne należy zamknąć na miesiąc - ocenił. Pytany, dlaczego zamknięto galerie handlowe, a nie zamknięto kościołów, wyjaśnił, że są one dużo bardziej oblegane niż kościoły. - Ale w tej chwili powinno się zamknąć także kościoły - dodał profesor. Na pytanie, dlaczego w Polsce nie zastosujemy modelu słowackiego, czyli nie przetestujemy wszystkich obywateli, stwierdził, że to nie ma dużego sensu. - Przede wszystkim jest nas dużo więcej. Ale jeśli nawet jakimś cudem to by się udało, to powinniśmy wszystkich testować przez 14 dni i codziennie izolować kolejnych zakażonych. Poza tym test antygenowy nie wykrywa praktycznie osób bezobjawowych, bo wirusa jest wówczas za mało. To, co możemy zrobić, to naprawdę izolować osoby starsze - powiedział prof. Horban. Jak dodał, jest jednak pewne pocieszenie - przy takiej liczbie zakażeń osiągniemy odporność stadną w ciągu trzech-czterech miesięcy. - Dlaczego? Jeśli mamy 30 tys. zakażeń dziennie i przyjmując, że pięć razy tyle jest chorych bezobjawowych, to w ciągu miesiąca przechoruje prawie 6 mln osób - zauważył.