Bolsonaro odwiedził w niedzielę targ na jednym z przedmieść stolicy kraju - Brasilii, gdzie rozmawiał z jednym ze sprzedawców. "Musimy pracować. Ludzie umierają, ale to zależy od Boga, nie możemy przestać. Jeżeli nie umrzemy z powodu choroby, to umrzemy z głodu" - powiedział ten człowiek w rozmowie z prezydentem w relacji wideo zamieszczonej na stronie Bolsonaro w Twitterze i Facebooku. "Ty nie umrzesz" - odparł prezydent. "Ludzie chcą pracować" "Po rozmowach z ludźmi przekonałem się, że chcą pracować. Należy natomiast zachować ostrożność aby nie zostać zakażonym (koronawirusem). Mówiłem od początku, że należy jedynie zalecać, aby ludzie po 65 roku życia pozostali w domu" - powiedział Bolsonaro. Skrytykował jednocześnie władze stanowe i municypalne, zwłaszcza stanów Sao Paulo i Rio de Janeiro, najbardzie dotkniętych pandemią, za zamykanie firm i urzędów oraz wydawanie zakazów publicznych zgromadzeń, w tym w kościołach. Bolsonaro starał się minimalizować znaczenie pandemii COVID-19, którą określał jako "niegroźną grypę". "Te ograniczenia, jeśli będą utrzymywane, spowodują, że trochę później ludzie będą bez pracy i będziemy mieli bardzo poważny problem, którego rozwiązanie zajmie nam całe lata" - powiedział Bolsonaro w innym nagraniu wideo. "Brazylia nie może się zatrzymać, jeżeli się zatrzyma to staniemy się drugą Wenezuelą" - dodał. Fala krytyki Stanowisko prezydenta spotkało się z krytyką wielu polityków, gubernatorów stanowych, przedstawicieli służby zdrowia a nawet ministra zdrowia w jego rządzie Luiza Henrique Mandetty. Podkreślił on wagę samoizolacji i kwarantanny w walce z wirusem. Mandetta, który często nie zgadza się z prezydentem, miał podczas posiedzenia gabinetu wezwać Bolsonaro aby przestał pomniejszać znaczenie epidemii. Sprzeciwił się też izolowaniu jedynie ludzi w podeszłym wieku i chorych. Według danych z soboty w ciągu siedmiu dni liczba zakażonych w Brazylii potroiła się i wynosi 3.904 osoby. 114 osób zmarło.