Zapytany o to, czy system zleceń testów przez lekarzy rodzinnych pozwala na efektywne diagnozowanie chorych, prezes warszawskiej Okręgowej Rady Lekarskiej powiedział, że w systemie ograniczającym testowanie nie wyłapuje się na pewno epidemii na wczesnym etapie. - My jej w tej chwili nie ograniczamy, po prostu niwelujemy jej skutki, czyli leczymy osoby i potwierdzamy zakażenia u osób objawowych - powiedział Jankowski. "Przepis jest faktycznie martwy" Prezes ORL w Warszawie zwrócił uwagę na to, że obecnie lekarze rodzinni potwierdzają jedynie zakażenia, bo badaniom poddawani są pacjenci objawowi. - Nie dość, że objawowi, to jeszcze - aby zlecić im test w trybie teleporady - muszą u nich jednocześnie wystąpić cztery objawy - wyjaśnił Jankowski. - W praktyce wygląda to jednak tak, że jeśli pacjent zgłasza duszność, to lekarz nie może czekać na wynik badania. Pacjent musi otrzymać natychmiastową pomoc. Przepis rozporządzenia mówiący o tym, że zlecanie testów może nastąpić przez teleporadę jest faktycznie martwy. Pacjent, który ma gorączkę, kaszel i duszność, utratę węchu i smaku powinien być osobiście skonsultowany, jeśli od razu - z powodu duszności - nie wymaga transportu do szpitala. Takich pacjentów jest około 4 proc." - dodał. Podniósł też sprawę odpowiedzialności prawnej lekarza. - Jeżeli w dokumentacji medycznej wpisze on, że pacjent miał duszność, to może nastąpić roszczenie, które będzie słuszne, że od razu takiego pacjenta nie wysłał np. do szpitala, ale jedynie zleca mu test. Dlatego mamy wątpliwości, czy lekarz POZ bezpiecznie dla siebie może zlecić test w ramach teleporady. Z drugiej strony, jeżeli jest silne podejrzenie kliniczne COVID-19, to czy taki pacjent powinien pojawiać się w ogóle przychodni? Dlaczego pacjentowi, który ma np. gorączkę i utratę węchu i smaku nie można dziś szybko zdalnie zlecić testu bez konieczności osobistego zbadania? - postawił pytania. Luka w systemie Jankowski zauważył też, że istnieje luka w systemie, która sprawia, że nie diagnozuje się pacjentów, u których nie występują żadne objawy lub są one ograniczone i szybko ustępują. - Pacjent, u którego objawem COVID-19 jest np. tylko gorączka lub kaszel, w zasadzie nie jest testowany. Chodzi i zaraża innych, bo nie kwalifikuje się do testu, jeśli objawy szybko ustępują - powiedział. Jego zdaniem rozwiązaniem mogłyby być powołanie centrów infekcyjnych, wzorowanych na zachodnich systemach lub prywatnych przychodniach w Polsce, gdzie selekcjonuje się pacjentów już na wejściu do przychodni. Komentując zapowiedź kolejnych zmiany w strategii walki z COVID-19, powiedział, że trudno za nimi nadążyć. - Przerzuca się teraz odpowiedzialność na lekarzy rodzinnych. Kiedy ci mówią, że nie mają narzędzi do walki z epidemią, przerzuca się ją dalej na zakaźników. To odbijanie piłeczki i strategia gaszenia pożarów - podsumował. Dlaczego nie można zaplanować długofalowej strategii? Zdaniem Jankowskiego należy wzmocnić słabe ogniwa systemu zdrowia i nie przerzucać odpowiedzialności na kolejnych uczestników systemu. Zwrócił też uwagę na fakt, że konsultacje z zainteresowanymi grupami odbywają się najczęściej po zaproponowaniu już gotowych rozwiązań. - Minister mówi na przykład, że wprowadza modyfikację strategii, ale będzie o niej jeszcze rozmawiał z lekarzami rodzinnymi (w czwartek 1 października - red.). To spotkanie już post factum - skwitował. - Dlaczego nie można zaplanować długofalowej strategii i rzetelnie jej skonsultować? - zapytał i zasugerował, że konsultacje warto przeprowadzać przed ogłaszaniem zmian. Modyfikacja strategii Lekarze rodzinni według przepisów nowelizacji rozporządzenia ministra zdrowia z 8 września mogą zlecić wykonania testu molekularnego u pacjenta, u którego podejrzewają lub rozpoznają chorobę COVID-19, jeśli zbadają go fizykalnie. Mogą również skierować na wymaz w ramach odbytej teleporady, ale pod warunkiem, że pacjent potwierdzi wystąpienie jednocześnie czterech objawów: temperatura powyżej 38 st. Celsjusza, kaszel, duszności, utrata węchu lub smaku. Jednocześnie lekarz POZ kieruje każdego pacjenta, z dodatnim wynikiem testu, do szpitala zakaźnego. Taka ścieżka postępowania z pacjentami z COVID-19 wzbudziła wiele zastrzeżeń lekarzy. Dlatego też minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział modyfikację strategii. W poniedziałek spotkał się z przedstawicielami lekarzy chorób zakaźnych. Na czwartek zaplanował konsultację z lekarzami rodzinnymi. Do końca tego tygodnia zapowiedział też, że wyda rozporządzenie o nowym schemacie prowadzenia pacjenta z podejrzeniem lub z chorobą COVID-19. Dr hab. Kuchar: niewielki odsetek wykazuje cztery objawy naraz - Niewielki odsetek pacjentów zakażonych SARS-CoV-2 będzie wykazywał naraz cztery objawy choroby zapisane w rozporządzeniu MZ: gorączkę, duszność, kaszel oraz utratę węchu lub smaku. Natomiast łatwo symulować, że się te warunki spełnia - komentuje dr hab. Ernest Kuchar. - Zaledwie ok. 20 proc. pacjentów z SARS-CoV-2 obserwuje u siebie utratę węchu lub smaku. A pozostałe objawy łącznie: kaszel, gorączkę i duszność będzie mieć jeszcze mniejszy odsetek tej części pacjentów - powiedział specjalista chorób zakaźnych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, dr hab. n. med. Ernest Kuchar. Wystąpienie u pacjenta czterech powyższych objawów jednocześnie jest niezbędne do tego, żeby lekarz rodzinny mógł zlecić test na obecność SARS-CoV-2 również w ramach teleporady. - Obawiam się, że z jednej strony niewielki odsetek zakażonych pacjentów będzie spełniał naraz cztery warunki przewidziane w rozporządzeniu. A z drugiej strony w zasadzie każdy pacjent będzie mógł symulować, że spełnia te warunki. Po prostu powie lekarzowi, że tego typu dolegliwości u niego występują - powiedział. Dr Kuchar zwrócił uwagę, że wszystkie wymienione objawy - poza gorączką - mają charakter subiektywny. A zarówno kaszel, duszność, utrata węchu i smaku to objawy, które pacjent będzie mógł podać lekarzowi przez telefon, aby uzyskać dostęp do testu. - Trudno mi zrozumieć, jakie racjonalne przesłanki stały za tego typu rozporządzeniem, ale obawiam się, że sprawi ono, że cała praca będzie przerzucona na izby przyjęć szpitali zakaźnych - skomentował. - Sensownie byłoby, gdyby lekarz rodzinny pomagał pacjentom, którzy przechodzą zakażenie wirusem SARS-CoV-2 łagodnie. Wystarczyłoby ich poddać samoizolacji i leczyć objawowo. Pacjentów z objawami alarmowymi - a tym objawem jest duszność - trzeba jednak już kierować do szpitala. Nie bardzo widzę, po co wydłużać drogę do szpitala oraz narażać lekarza rodzinnego na kontakt z takimi pacjentami - uważa dr Kuchar.