Jak dowiadujemy się z relacji "Kuriera Podlaskiego", w czwartek (29 października) między godziną 22. a 23. ekipa pogotowia ratunkowego z Siemiatycz wyjeżdżała do 61-letniego pacjenta w stanie zagrożenia życia. Dzięki sprawnej reanimacji, lekarzowi oraz dwóm ratownikom medycznym udało się przywrócić mężczyźnie funkcje życiowe. Trzeba go było jednak pilnie przewieźć do szpitala w Siemiatyczach. Drzwi zamknięte na łańcuch Gdy karetka dotarła na miejsce, zastano drzwi zamknięte na łańcuch. Do środka mógł wejść jedynie lekarz pogotowia, któremu szpitalna lekarka wydała, jak podkreślono - bez badania pacjenta - konsultację anestezjologiczną. Odmówiła przyjęcia chorego, którego krążenie ponownie się zatrzymało. W związku z tym dyspozytor pogotowia wezwał patrol policji. Jednak funkcjonariuszy także nie wpuszczono do środka. Mimo kolejnej resuscytacji, mężczyzna zmarł w karetce przed zamkniętymi drzwiami szpitala. Szpital wszczął wewnętrzne postępowanie Prokuratura zleciła zbadanie trzeźwości lekarki dyżurującej w lecznicy oraz zabezpieczenie dowodów w miejscu zdarzenia. Policjanci przesłuchali świadków. W sobotę na stronie Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Siemiatyczach zamieszczono oświadczenie dyrektora Andrzeja Szewczuka, który poinformował, że "w sprawie podjęto niezwłoczne działania, które mają wyjaśnić okoliczności zdarzenia". Prowadzone jest wewnętrzne postępowanie, a placówka współpracuje w tej sprawie z innymi organami - poinformowała lecznica. "Zapewniamy, iż to przede wszystkim w interesie SPZOZ w Siemiatyczach jest niezwłoczne wyjaśnienie tej sprawy i dołożymy wszelkich starań, aby to nastąpiło bez zbędnej zwłoki" - napisał Szewczuk.