PIMS-TS to wieloukładowy zespół zapalny, wiązany przez lekarzy z wirusem SARS-CoV-2. Nowa choroba u dzieci kojarzona jest z przebytym zakażeniem koronawirusem. Jak zaznaczają lekarze, choroba nie jest jeszcze zbadana. U każdego z dzieci, u którego zdiagnozowano PIMS-TS, rozwój i towarzyszące objawy były inne. W Polsce pierwszy taki przypadek stwierdzono w czasie wakacji u dziecka z Warszawy. Okazało się, że wcześniej chorowało ono na COVID-19. Kolejne zachorowania potwierdzono u dziewięciorga dzieci z Krakowa oraz u trojga pacjentów z Wejherowa. Wysypka, biegunka, gorączka Objawy u trójki dzieci z Wejherowa, jak donoszą ich rodzice, początkowo nie wskazywały na poważną chorobę. U dzieci miała pojawić się wysypka w postaci swędzących plamek na ciele, m.in. charakterystycznych różowawych okręgów, a następnie wysoka gorączka oraz biegunka i wymioty. Początkowo uważano, że to zatrucie pokarmowe, bądź wynik użycia uczulających detergentów - ustalił Polsat News. - W jednej chwili z dziecka ucieka 95 proc. życia - powiedział "Wydarzeniom" Daniel Szczęch, ojciec jednej z dziewczynek. Jak stwierdził, dziecko było słabe, zataczało się. Lekarze początkowo podejrzewali sepsę. W szpitalu stan dzieci szybko się pogarszał. Po wykonaniu badań na obecność przeciwciał SARS-CoV-2, okazało się, że są one obecne u dzieci, tym samym zakażenie przeszły bezobjawowo. Ich rodzicie twierdzili, że dzieci nie chorowały na COVID-19. Przebycie zakażenia koronawirusem i późniejsze powikłania wskazywało, według lekarzy, na nową i rzadką chorobę PIMS-TS. Choroba o ciężkim przebiegu Siedmioletnia Zosia, sześcioletni Kazimierz oraz 13-letni Kacper zostali przyjęci na oddział w podobnym czasie. W szpitalu zaobserwowano u nich te same objawy, m.in. gorączkę, wymioty oraz biegunkę. - Wszystkie miały biegunkę i w pierwszym momencie potraktowaliśmy to jako zakażenie bakteryjne przewodu pokarmowego. Po niecałych dwóch dniach zaczęliśmy podejrzewać, że może to być wieloukładowy zespół zapalny tymczasowo związany z zakażeniem SARS-CoV-2. Test na PCR był wprawdzie ujemny, ale już na przeciwciała dodatni - powiedział "Dziennikowi Bałtyckiemu" dr Adam Hermann z wejherowskiego szpitala. - W poniedziałek już wiedzieliśmy, że to jest to PIMS-TS - dodał lekarz. Dziecięcy zespół pocovidowy może prowadzić do niewydolności nerek czy serca. Może także spowodować m.in. zawał mięśnia sercowego. Za granicą miały miejsce przypadki zgonów dzieci z powodu choroby PIMS-TS. "To moment, aby zacząć bić na alarm" Objawy PIMS-TS pojawiają się najczęściej od dwóch do czterech tygodni po przebytym zakażeniu koronawirusem. Dotychczasowe obserwacje specjalistów pozwalają stwierdzić, że zespół ten pojawia się rzadko, ale często ma ciężki przebieg. - Najczęściej pierwszym objawem zespołu pocovidowego jest bardzo wysoka gorączka, trwająca dłużej niż trzy dni, oraz biegunka, wymioty, malinowy język, wysypka, zaczerwienione spojówki, osłabienie - mówi prof. dr hab. med. Przemko Kwinta, pediatra i neonatolog, kierownik Kliniki Chorób Dzieci Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. - To jest ten moment, aby zacząć bić na alarm - podkreśla. Prof. Kwinta, który jest także wojewódzkim konsultantem w dziedzinie pediatrii, zauważył, że już samo odnotowanie przez rodziców koronawirusa u dziecka nie jest łatwe, ponieważ najmłodsi przechodzą chorobę łagodnie, przeważnie bezobjawowo. - Jeśli występuje gorączka i co najmniej dwa z dodatkowych objawów PIMS-TS, to powinniśmy odwiedzić lekarza rodzinnego, pierwszego kontaktu - zastrzega ekspert. Walka o szpitalne miejsca Leczenie PIMS-TS, które wynika z nieprawidłowej reakcji immunologicznej organizmu po przejściu COVID-19, polega przede wszystkim na wlewach immunoglobulin i podawaniu leków sterydowych. W opinii prof. Kwinty najbliższe tygodnie mogą być trudne - przy założeniu, że szczyt zakażeń koronawirusem nastąpił w Polsce kilka dni temu, należy się spodziewać kolejnego wzrostu przypadków zespołu pocovidowego u dzieci. Lekarz wyraził zaniepokojenie brakiem miejsc dla takich dzieci. - Codziennie jest walka o to, aby te miejsca były - powiedział. Jak dodał, dzieci które wymagają bardzo intensywnego nadzoru i normalnie wciąż byłyby na oddziale intensywnej terapii, teraz - kiedy ich stan się poprawi - przenoszone są na inne oddziały, aby zwolnić miejsce tym jeszcze bardziej chorym.