"W szpitalach jest rewolucja. Te oddziały, które tylko można, przekształcane są z przeznaczeniem dla pacjentów z potencjalnym zakażeniem wirusem. W szpitalu, w którym wcześniej pracowałam, oddział intensywnej terapii kardiologicznej został przekształcony dla pacjentów, którzy mogą być zakażeni wirusem i mogą być intubowani" - opowiada Polka. "Kardiolodzy są kierowani głównie do pełnienia dyżurów na izbie przyjęć, a ich pacjenci są przenoszeni tymczasowo na inne oddziały, na przykład na okulistykę, gdzie są prowadzeni przez kardiologów. Izba przyjęć podzielona jest na dwie części; w jednej są potencjalni zarażeni wirusem, a w drugiej - inne przypadki" - relacjonuje lekarka. Tylko pilne operacje Salvade przedstawiła następnie sytuację w tamtejszych szpitalach, wyjaśniając, że przychodnie są zamknięte i przeprowadza się tylko pilne operacje. Według relacji doktor kardiologii niemal pusto jest w ambulatoriach, gdzie pobierana jest krew, bo mało ludzi przychodzi w tych dniach na takie badania. Zwróciła uwagę na to, że dużo osób na ulicach dobrowolnie nosi maseczki ochronne i jednorazowe rękawiczki. Heyman Salvade zaznaczyła, że pracuje w dużym centrum medycznym, w którym przy wejściu wszystkim - członkom personelu i pacjentom - mierzona jest temperatura. "Poczekalnie są właściwie puste i wszędzie są komunikaty, by pacjenci zostawiali obok siebie przynajmniej dwa wolne krzesła. Przychodzi w tych dniach bardzo mało osób" - podkreśliła. "Mediolan jest wyludniony" Na pytanie o życie miasta Mediolan w czasach epidemii lekarka powiedziała, że "jest wyludniony, jest bardzo mało osób na ulicach. Jechałam trolejbusem, w środku były trzy osoby. Ludzie są bardzo zdyscyplinowani, zachowują zalecany dystans przynajmniej jednego metra-dwóch. To samo jest w metrze, pasażerowie siedzą daleko od siebie". Polka dodaje, że na ulicach widać dużo wolnych taksówek na postojach, co w tym mieście nigdzie wcześniej się nie zdarzyło. "Jeśli chodzi o dyscyplinę ludzi, to naprawdę jest wielka, bo wzięli sobie zalecenia władz do serca i wreszcie zrozumieli, że większe skupiska są bardzo niebezpieczne, a walka z wirusem polega na tym, że nie można dopuszczać do nowych zachorowań i trzeba izolować się od innych, gdyż nigdy nie wiadomo, kto może być nosicielem zarazków" - podkreśliła polska lekarka z Mediolanu. We Włoszech z powodu koronawirusa zmarło 1016 osób. W całym kraju choruje obecnie ponad 12 tysięcy osób. Od początku kryzysu epidemiologicznego zanotowano we Włoszech około 15 tys. przypadków koronawirusa.