Aby ograniczyć wzajemne kontakty i zmniejszyć liczbę zachorowań na koronawirus, w Hiszpanii można wyjść z domu aby pójść do pracy, zrobić zakupy, pomóc osobie starszej bądź niepełnosprawnej albo wyprowadzić psa. Jak donosi Antonio Vercher, Prokurator ds. Urbanizmu i Środowiska Naturalnego, adopcje zbiegły się z ogłoszeniem stanu alarmowego. Chętnych na przygarnięcie psów jest tylu, że niektóre schroniska zostały puste. "Prokuratura nie wie, czy te masowe adopcje kryją za sobą uczciwe pobudki czy wręcz przeciwnie, są podyktowane wymówką, ze strony nowych właścicieli, możliwości wyjścia na ulicę" - czytamy w dokumencie przesłanym przez Verchera do podległych mu prokuratur w całym kraju. Apeluje w nim, aby o procederze zostały poinformowane prywatne i publiczne schroniska a także policja. Prokuratura obawia się, że wraz z odwołaniem stanu alarmowego psy będą masowo porzucane. Ostrzega, że ci którzy zostaną na tym przyłapani, odpowiedzą z art. 337 kodeksu karnego, za maltretowanie zwierząt. Będzie im groziło od trzech miesięcy do roku więzienia. Przed tygodniem hiszpańska prasa donosiła o mieszkańcu A Coruny, który wypożyczał swoje psy na spacer. W zależności od długości przemarszu, za towarzystwo czworonoga trzeba było zapłacić od 3 do 18 euro. W Bilbao zatrzymano zaś mężczyznę, który wyprowadzał na spacer żółwia. Ewa Wysocka