Wiele krajów, w tym Polska, wprowadziło daleko idące środki zapobiegawcze, mające na celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się koronawirusa SARS-CoV2. Zakazywane są imprezy masowe, zgromadzenia publiczne, zamykane szkoły i instytucje kultury, a obywateli wzywa się do starannego przestrzegania zasad higieny i pozostania w domach. Statystyki zachorowań pokazują, że takie podejście procentuje. Jak podaje "Daily Mail", obszary, które niezwłocznie wdrożyły działania mające powstrzymać epidemię koronawirusa odnotowują wielokrotnie niższą śmiertelność, niż te państwa, które zaczęły reagować, gdy patogen zdążył się rozprzestrzenić. Dwa kraje, dwa różne podejścia W Korei Południowej w związku z koronawirusem odizolowany został obszar, na którym mieszka 2,5 mln osób. Stało się tak po tym, jak wykryte zostały 204 przypadki i odnotowano jeden zgon z powodu COVID-19. Obecnie, przy 7,9 tys. zakażonych, umieralność utrzymuje się na poziomie 0,8 proc. Ognisko w Korei Południowej było jednym z największych na świecie, jednak poprzez odcięcie dwóch miast Daegu i Cheongdo, po tym jak superroznosiciel w kościele stał się źródłem zakażenia, udało się opanować sytuację. Jak poinformował Reuters, 12 marca odnotowano więcej wyleczeń niż nowych potwierdzonych przypadków. Zarejestrowano wówczas 110 zakażonych, a szpitale opuściło 177 wyleczonych pacjentów. Tymczasem we Włoszech, które w Europie są najbardziej dotkniętym przez pandemię krajem, blokadę wprowadzono dopiero w niedzielę 8 marca. W tym czasie w kraju było już 5,8 tys. zakażonych. Obecnie bilans epidemii koronawirusa we Włoszech to ponad 15 tys. zakażonych i 1016 przypadków śmierci. Daje to śmiertelność na poziomie 6,6 proc. Jest to w skali światowej najgorszy wynik. Skuteczność restrykcji widoczna była już w czasach epidemii hiszpanki, która wybuchła w 1918 roku, gdy rejony zakazujące publicznych zgromadzeń odnotowywały niższą śmiertelność. Tym niemniej, ograniczenia muszą być utrzymywane tygodniami. To prowadzi do tego, że liczba zakażonych pozostaje na stałym poziomie. Pozwala uniknąć niewydolności systemu opieki zdrowotnej. Przy drastycznym wzroście zachorowań, szpitale mogą nie być w stanie zapewnić właściwej opieki wszystkim pacjentom. "Wirus ma używanie" "WHO wzywa świat do zrobienia więcej i na przykładzie Chin wiemy, że agresywna polityka ograniczania może działać na rzecz zmniejszenia liczby" - komentuje cytowany przez "Daily Mail" prof. Martin Hibbert z Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej. Uczony krytykuje przy tym opieszałą odpowiedź brytyjskiego rządu na wybuch pandemii. Podkreśla jednocześnie, że liczba zakażonych w Wielkiej Brytanii rośnie. "Problem z nowym wirusem jest rzecz jasna taki, że nikt nie ma gotowych przeciwciał. Wirus ma używanie i jego dążeniem będzie zakażenie tak wielu osób, jak to tylko możliwe" - powiedziała dr Jenny Harris, zastępczyni naczelnego lekarza Anglii w rozmowie z BBC, dodając przy tym, że do 80 proc. populacji może zarazić się wirusem. Niektórzy eksperci upatrują nadziei w tak zwanej odporności stadnej. Jeżeli dużo osób przejdzie infekcję SARS-CoV2, uzyskując przez to odporność, prawdopodobnie przerwany zostanie łańcuch zakażania i przez to w pewnym stopniu chronione będą osoby, które odporności nie mają. Jednocześnie te osoby muszą być ochraniane w czasie szczytu epidemii, stąd tak ważne jest przestrzeganie zasad izolacji w przypadku seniorów, czy osób przewlekle chorych.