Jak ustalono, źródłem zakażeń był pracownik hotelu, w którym przebywały osoby skierowane na przymusową kwarantannę. Od niego koronawirusem zaraziło się 13 członków rodziny. Pozostała piątka to zakażeni, którzy przyjechali z COVID-19 z zagranicy i przebywali na kwarantannie. Wcześniej Australia ogłosiła sukces w walce z drugą falą koronawirusa. Liczba zakażeń spadła bowiem prawie do zera. Było to efektem restrykcyjnej polityki władz, które miedzy innymi w Melbourne - jednym z epicentrów pandemii w Australii - wprowadziły czteromiesięczny lockdown. Obostrzenia zniesiono w zeszłym miesiącu. Dodatkowo, w marcu kraj zamknął granice dla obcokrajowców. Obywatele oraz osoby posiadające prawo stałego pobytu mogły podróżować pod warunkiem odbycia 14-dniowej kwarantanny w specjalnie wyznaczonych do tego hotelach. "Nie będziemy się oszczędzać" Nowe przypadki koronawirusa w Południowej Australii spowodowały, że lokalne władze postanowiły przywrócić restrykcje. - Stoimy w obliczu do tej pory największego wyzwania. Pracujemy na okrągło, by być o krok przed pandemią. Nie będziemy się oszczędzać w naszych staraniach - powiedział premier stanu Steven Marshall. Od wtorku (17 listopada) w Południowej Australii zakazane zostaną spotkania większej liczby osób, niż 10. Dodatkowo, odwołano wszystkie międzynarodowe loty, a na co najmniej dwa tygodnie zamknięte zostaną siłownie i centra rozrywkowe. W reakcji na nowe przypadki koronawirusa w Południowej Australii, inne australijskie stany: Zachodnia Australia, Tasmania i Terytorium Północne, przywróciły obowiązkową kwarantannę dla podróżnych z Australii Południowej.