Zdalne nauczanie za pomocą laptopa, które w czasach pandemii zastąpiło nauczanie w klasie, w Polsce nie spowodowało aż tak wielkiej rewolucji, jakby się mogło wydawać - pisze Christoph von Marschall w ukazującym się w Berlinie dzienniku "Tagesspiegel". Redakcja zwraca uwagę, że zdalne nauczanie praktykowane jest też w Niemczech, jednak najczęściej nie w formie zwykłej nauki prowadzonej przez nauczyciela, lecz w formie zadań, które uczniowie rozwiązują w domu. Pożytki ze zdalnego nauczania Na konkretnych przykładach Marschall dowodzi, że w pandemii dla polskich uczniów niewiele się zmieniło. "Zosia z Wrocławia zaczyna lekcje codziennie o 7.30, tak jak przed koronawirusem. Jedyną różnicą jest to, że zasiada przy laptopie, zamiast w sali lekcyjnej. Obecność jest kontrolowana online" - pisze autor powołując się na informacje otrzymane od 14-latki. Jej 11-letnia siostra Hania chodzi do szkoły podstawowej i zaczyna naukę o godz. 8.00. "Czym różni się nauka zdalna od tradycyjnej?" - pyta Marschall. "To zależy od przedmiotu. Matma jest taka sama jak przedtem" - mówi Zosia. Dziewczynka odczuwa natomiast brak osobistych kontaktów z przyjaciółkami. Zdalne nauczanie obejmuje nawet wychowanie fizyczne. Nauczycielka demonstruje ćwiczenia lub puszcza muzykę, do której uczniowie tańczą. Hania chwali "homeschooling". Można dłużej spać, ponieważ odpada czas na dojście do szkoły. Dłuższe są też przerwy, ponieważ nauczyciele mogą skrócić lekcję do 30 min. No i nie ma takiego hałasu jak w klasie - mówią dziewczynki. MEN na posterunku "Polska stara się, żeby nauczanie zdalne przypominało w miarę możliwości normalny dzień szkolny" - cytuje Marschall Roksanę Tołwińską, szefową departamentu odpowiedzialną za podstawy programowe w ministerstwie edukacji narodowej. Tołwińska zapewniła, że matury i inne egzaminy końcowe nie zostaną odwołane. Absolwenci liceów będą mogli podjąć studia wyższe lub kształcenie zawodowe. Marschall przypomina, że departament MEN, którym obecnie kieruje Tołwińska, już w marcu 2020 r. rozpoczął przygotowania do nauczania zdalnego. Dodatkowe środki przeznaczono na laptopy, które wypożyczane są uczniom z biedniejszych rodzin, oraz na szkolenie nauczycieli. Czy Polska nie ma problemów, o których stale mówi się w Berlinie: wolnego internetu, przeciążonych platform do nauczania, braków technicznych u nauczycieli i uczniów, ochrony danych, przeciążonych rodziców, którzy muszą pomagać dzieciom, co negatywnie odbija się na ich pracy zawodowej? - pyta autor. Ministerstwo nie szuka usprawiedliwień "Znam też te skargi. Naszym zadaniem jest zabezpieczenie możliwości nauczania, a nie szukanie usprawiedliwień, dlaczego coś nie działa" - odpowiada Tołwińska. Urzędniczka przyznaje, że w Polsce też nie wszystko funkcjonuje. Niektórzy uczniowie nie nadążają, a inni wagarują. Na obszarach wiejskich czasami zawodzi internet. Ważną cechą polskiego systemu jest decentralizacja decyzji. Szkoły ponoszą odpowiedzialność za przestrzeganie ograniczeń związanych z pandemią podczas nauki w klasach dla najmłodszych dzieci, za nauczanie zdalne w wyższych klasach, za kontrolę obecności, a także za techniczne wyposażenie - czytamy w "Tagesspieglu". Telewizyjna propaganda Marschall określa programy edukacyjne oferowane przez państwową telewizję mianem "zaminowanego terenu". "Państwowe stacje uważane są w Polsce za instrument rządzącej narodowo-populistycznej partii PiS, a nie za neutralne placówki" - pisze autor. Marschall wyjaśnia, że krytyczne głosy polskiej prasy wobec Tołwińskiej dotyczyły nie tyle systemu zdalnego nauczania, co jej powiązań z PiS i szefem partii Jarosławem Kaczyńskim. Krytycy wskazywali na groźbę dostosowania programów nauczania do ideologii PiS. Rodzice Zosi i Hani przyznają, że zdalne nauczanie w Polsce nie jest całkiem wolne od wpadek. "Ale w porównaniu do Francji, gdzie w 2020 r. odwołano egzaminy maturalne i do Niemiec, gdzie w wielu miejscach nie ma uporządkowanej oferty nauczania lub brak jest sprawdzianów, sytuacja w Polsce nie jest zła" - pisze Marschall. "Nasze dziewczynki pobierają naukę. Nie musimy zawracać sobie tym głowy i możemy zająć się naszą pracą" - przytacza na zakończenie opinię polskich rodziców niemiecki dziennikarz. Jacek Lepiarz, Redakcja Polska Deutsche Welle