Niemieckie ministerstwo nauki szacuje, że co dziesiąta osoba, która chorowała w Niemczech na COVID-19, cierpi na tak zwany długi covid, czyli zespół objawów utrzymujących się tygodniami, a nawet miesiącami po zwalczeniu infekcji. Jak poinformowała w poniedziałek szefowa resortu Anja Karliczek, dotychczas długi covid stwierdzono w Niemczech u blisko 350 tys. osób. - Uważam, że to niesamowicie wysoka liczba - powiedziała Karliczek. W sumie covid przechorowało w Niemczech około 3,5 miliona osób. Minister Karliczek mówiła o 50 różnych i bardzo indywidualnych symptomach. Pacjenci skarżą się na nawracające bóle głowy, ekstremalne osłabienie, kłopoty z koncentracją. Wielu z nich nie może pracować. Ogromne obciążenie Długotrwałe skutki covidu mogą wystąpić niezależnie od tego, czy choroba miała ciężki czy tylko lekki przebieg. Aby dokładniej poznać to zjawisko niemieckie ministerstwo nauki przeznaczy na badania 5 milionów euro - poinformowała minister. Zapewniła, że to dopiero pierwszy krok i można spodziewać się dodatkowych środków. - Długi covid będzie miał ogromne konsekwencje dla naszego systemu opieki zdrowotnej. Nasze społeczeństwo stoi przed wielkim wyzwaniem i przed poważnymi kosztami - powiedziała. Stefan Schreiber, dyrektor Instytutu Biologii Molekularnej w szpitalu uniwersyteckim Szlezwiku-Holsztyna, powiedział, że choroba o której mowa nie jest zwykłym przedłużeniem covidu. Chorzy zmagają się z objawami od sześciu do nawet dziesięciu miesięcy po infekcji. Dlatego zdaniem Schreiber należy mówić o samodzielnej jednostce chorobowej. W Niemczech liczba zakażeń koronawirusem systematycznie maleje od kilku tygodni. Instytut Roberta Kocha (RKI) podaje obecnie, że siedmiodniowa zachorowalność na terenie całego kraju wynosi 35 przypadków na 100 tys. mieszkańców. Tydzień temu była jeszcze na poziomie 65. To najniższa wartość od połowy października. (DPA/szym)/Redakcja Polska Deutsche Welle