Dziennikarze "Raportu" z potencjalnym handlarzem nielegalną szczepionką umówili się na południu Polski. Pierwszą fiolkę dostali w promocji. 5 ml płynu w buteleczce bez żadnej etykiety ani numeru partii. Jak twierdzi mężczyzna - to szczepionka Pfizera. - Dla mnie hurt to 200-300 fiolek - mówił mężczyzna. - Ja nie jestem lekarzem czy kimś takim, tylko dystrybutorem. Ja dostaję i sprzedaję. Załatwię, ile chcecie, dla mnie to żaden problem - dodał. Na pytanie Beaty Glinkowskiej, ile czasu potrzebuje, by zorganizować ponad 100 fiolek, mężczyzna odpowiedział, że od dwóch do czterech dni. - Sprzedałem już tego w granicach 1500 ampułek - powiedział. - Za taką fiolkę babeczka, która bierze to dla swojej rodziny, płaci mi osiem tys. zł - poinformował. Zakładając, że mężczyzna mówi prawdę, to tylko ten jeden człowiek sprzedał 1500 fiolek, a to około 25 tysięcy dawek. Jak tłumaczy, "to nie są zwroty". Produkt, który sprzedaje, ma pochodzić z resztek zlewanych z fiolek po szczepieniu. - To nie są zwroty, broń Boże. To jest po prostu na zasadzie, że oni to rozlewają i zostawiają cztery doby. Osoby, które mam, osoba, która to rozlewa, po prostu robi to, co zostaje. Jest nadmiar, to rozlewa to do takich pustych (fiolek - red.), jak te - wyjaśnia mężczyzna. Produkt, który reporterzy dostali od mężczyzny, trafił do laboratorium, przechodzi testy. O ich wynikach już wkrótce w "Raporcie" w Polsat News. Poprzednie odcinki programu są dostępne tutaj.