- W ubiegłym roku pojawiła się informacja, że spośród pacjentów hospitalizowanych z powodu COVID-19 objawy neurologiczne ma w granicach 18-80 proc. z nich - a więc to duży rozstrzał - powiedział neurolog prof. Przemysław Nowacki, w latach 2005-2012 rektor Pomorskiej Akademii Medycznej, następnie Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Dodał, że dotyczyło to pacjentów z ciężkim przebiegiem choroby. Zauważył, że dalsze obserwacje neurologów wskazały, że zajęcie układu nerwowego przez wirusa "zmierza raczej w stronę wyższych odsetków". Najgroźniejsze powikłania Badacz zaznaczył, że w przypadku objawów neurologicznych w przebiegu COVID-19 "powikłanie jest powikłaniu nierówne". Do symptomów należy zaliczyć choćby zaburzenia węchu i smaku, a zgłaszało je nawet 95 proc. zakażonych - nie są to jednak groźne powikłania. U ok. 70 proc. pacjentów występują bóle głowy i zawroty. - I wreszcie najcięższe powikłanie i bardzo niebezpieczne dla zdrowia i życia to udary mózgu. To wprawdzie tylko 5-6 proc. powikłań - wydawałoby się, że jeśli porównamy te procenty z pozostałymi, możemy być spokojni. Nie. Udar mózgu jest bardzo poważnym powikłaniem i nawet te 6 proc. to bardzo dużo - powiedział prof. Nowacki. Wskazał, że oznacza to, że "są to osoby, które nie doznałyby udaru, bądź doznałyby go kiedy indziej, gdyby nie COVID-19". Zapalenie mózgu, a nawet wyzwalanie stwardnienia rozsianego Profesor dodał, że jest duże prawdopodobieństwo, że wirus wywołuje zapalenie mózgu, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, może też wyzwalać lub nasilać stwardnienie rozsiane. - Nie można więc powiedzieć, że układ nerwowy zajęty jest rzadko i że powinniśmy się skupić w leczeniu COVID-19 na płucach i na drogach oddechowych, bo to jest główny problem. Układ nerwowy może być również zajęty w sposób bardzo poważny - powiedział prof. Nowacki. Wyjaśnił, że wynika to z prokoagulacyjnego działania wirusa - SARS-CoV-2 zwiększa krzepliwość krwi, a to powoduje ryzyko wystąpienia udarów, szczególnie żylnych, często gorzej rokujących niż udary tętnicze. Mgła covidowa - skąd się bierze? Naukowiec zapytany o zjawisko tzw. mgły covidowej wskazał, że zdarza się, że wirusa, który dostaje się do układu nerwowego i powoduje w nim zmiany, nie udaje się znaleźć w ośrodkowym układzie nerwowym, a mimo to chorzy mają objawy. - Nazywane jest to obecnie encefalopatią - uszkodzeniem układu nerwowego. Nie wiemy do końca, skąd się bierze. Być może jest to konsekwencja burzy cytokinowej, wyzwalanej przez wirus - układ immunologiczny reaguje bardzo mocno i wynikiem tej reakcji jest uszkodzenie siebie samego, tkanek własnych. Jednym z objawów encefalopatii może być 'mgła covidowa' - tłumaczył neurolog. Wskazał, że chodzi m.in. o problemy ze skupieniem się i z doborem odpowiednich słów i zwrotów. Badacze nie znają przyczyny tego zjawiska. - Muszą być zajęte struktury, które odpowiedzialne są za funkcje poznawcze. Na szczęście nie są to na tyle duże zmiany strukturalne w mózgu, żeby zostały na stałe - zaznaczył lekarz. Podkreślił jednak, że należy zachować ostrożność - część osób emocjonalnie podchodzi do zagrożenia chorobą i wynikających z niej powikłań neurologicznych. - Podsuwając takie objawy, możemy spowodować, że podobne odczucia wynikną nie tyle z uszkodzenia mózgu, co z emocji. Często jeśli się to wytłumaczy, albo nawet przyjmie, że owszem, może to być 'mgła covidowa', to w takim przypadku te 'objawy' mijają - wyjaśnił neurolog. Zauważył, że jeśli w przebiegu COVID-19 pojawią się konsekwencje neurologiczne, "nie jesteśmy w stanie nimi kierować". - I nie jesteśmy w stanie temu zapobiegać - zapobiec możemy chorobie, w całości. Jeśli wystąpi choroba i wystąpią jakieś objawy neurologiczne, to należy tylko liczyć, że uspokoją się, gdy choroba będzie się wycofywała - zaznaczył prof. Nowacki. Czytaj też w Tygodniku Interii: Lekarze na pograniczu. "Nie zapomnę, jak zostaliśmy zlekceważeni" "Róbmy wszystko, żeby nie zachorować" Lekarz dodał, że groźne powikłania neurologiczne pojawiają się we wczesnym stadium choroby, a im cięższy jej przebieg choroby, tym większe ryzyko powikłań udarowych. - Objawy neurologiczne są powikłaniem choroby, więc róbmy wszystko, żeby nie zachorować - powiedział neurolog. Podkreślił, że obecny spadek zachorowań, okres wiosenny, zniesienie większości obostrzeń czy nawet lekko przebyta choroba nie są powodem do tego, by czuć się bezpiecznie - najpewniejszym sposobem uniknięcia choroby jest szczepienie. - Badałem niedawno starszą panią, urodzoną w 1948 r. Miała m.in. bardzo zniekształconą, właściwie niewykształconą rękę - w wyniku choroby Heinego-Medina. Powiedziała mi 'ile my, okaleczeni, dalibyśmy za to, żeby wtedy, gdy była epidemia, była szczepionka. Być może byłabym zdrowa'. A teraz mamy taką szansę - powiedział prof. Nowacki. Dodał, że niepokojąca jest także skłonność wielu pacjentów z objawami neurologicznymi do opóźniania przyjazdu do szpitala ze względu na obawę przed wirusem. - W przypadku udaru liczy się każda minuta. Jeśli więc ktoś ma objawy, które mogą wskazywać na udar, powinien jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Ryzyko następstw udaru mózgu, w tym utraty życia, jest znacznie większe niż ryzyko zachorowania w szpitalu na COVID-19 - podsumował neurolog.