Brytyjski wycieczkowiec Diamond Princess został poddany kwarantannie na początku lutego, gdy zacumował w porcie Jokohama w Japonii. Na pokładzie statku znajdowało się ponad 3,7 tys. osób, wśród nich również Polacy. Koronawirusa wykryto łącznie u 712 pasażerów i członków załogi, czyli u ponad 19 proc. wszystkich osób przebywających na pokładzie. 331 z nich (ponad 46 proc.) nie wykazywało objawów COVID-19 w momencie przeprowadzania testów. Zmarło 10 z zakażonych osób. Diamond Princess był wówczas największą "wylęgarnią" COVID-19 poza Chinami kontynentalnymi. Tymczasem, jak wynika z najnowszych ustaleń naukowców z amerykańskiego Centrum ds. Kontroli i Zapobiegania Chorób (CDC), ślady SARS-CoV-2 przetrwały w kabinach statku 17 dni po opuszczeniu pokładu przez pasażerów. "Materiał genetyczny koronawirusa został zidentyfikowany na różnych powierzchniach w kabinach zarówno objawowych, jak i bezobjawowych zakażonych pasażerów do 17 dni po opuszczeniu przez nich kabin Diamond Princess, ale przed przeprowadzeniem procedur dezynfekcji" - ustalili naukowcy. Rzuca to nowe światło na dotychczasowe ustalenia. Wyniki badań mogą oznaczać, że koronawirus jest w stanie utrzymać się na powierzchniach znacznie dłużej, niż początkowo przypuszczano. Do tej pory naukowcy sądzili, że patogen może przetrwać w powietrzu do trzech godzin, a na plastiku i stali nierdzewnej maksymalnie do trzech dni. Naukowcy z amerykańskiego Centrum ds. Kontroli i Zapobiegania Chorób zaznaczyli jednak, że kabiny, w których znaleziono materiał genetyczny koronawirusa, nie zostały poddane dezynfekcji. Jak podkreślili, jest za wcześnie, aby wyciągać wnioski tylko na podstawie tych danych.