"Bazuję na jakichś finansowych rezerwach sprzed pandemii. Nie ma mowy o inwestycjach czy poważniejszych pracach. Dużym wydatkiem było zakupienie opału na plebanię, bo jakoś trzeba zimą żyć. Natomiast nie jesteśmy w stanie ogrzewać kościoła. Udostępniłem konto parafii, przygotowałem nawet ulotki z numerem, ale bez większego efektu" - mówi w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" proboszcz z Burgrabic. Jednak inni księża, pytani przez NTO, wskazują na sporą troskę ze strony wiernych. "Liczebność wiernych oczywiście zmalała, ale ofiarność tych, którzy mogą do kościoła przyjść i przychodzą, wzrosła" - przyznaje proboszcz z Budkowic. Jak dodaje, parafianie znajdują sposoby, by przekazywać ofiary nie tylko osobiście. Wierni przekazują też pieniądze przez znajomych Podobnie jest w parafii katedralnej w Opolu. "Zdarza się, że ktoś przynosi pieniądze z komentarzem: Parafia ma potrzeby, choćby budynki do ogrzania. Latem zgłosiła się grupa przedsiębiorców by wesprzeć parafię. Wśród części wiernych wzbudziła się głębsza odpowiedzialność" - mówi proboszcz katedry ks. dr Waldemar Klinger. I dodaje: "Pieniądze trafiają nie tylko wprost do koszyka. Wierni przekazują je przez znajomych, a czasem dzwonią i proszą, byśmy po ich ofiarę przyjechali. Średnie pokolenie korzysta także z wpłatomatu, który stoi w przedsionku katedry lub wpłaca datki na konto".