"Po prostu wyczytaliśmy na stronie WUM informację, że jest taka możliwość, że jest dodatkowa pula dawek. I szybko zgłosiliśmy się z mężem do centrum przy WUM. Nikt mi tego nie załatwił. Po prostu, od kiedy pojawiła się informacja, że w Polsce będzie szczepionka na covid, non stop siedziałam w internecie i szukałam wszystkich informacji, bo chciałam, żebyśmy z mężem zaszczepili się, kiedy tylko to będzie możliwe" - twierdzi Bojarska-Ferenc. Jak wyznała w rozmowie z "Faktem", COVID-19 zarówno ona, jak i jej mąż przeszli bardzo ciężko. Gimnastyczka do dzisiaj zmaga się m.in. z problemami z ciśnieniem. Jak podkreśliła, jest jej przykro, że "sprawa szczepień przybrała taki obrót". "(...) nie jestem jakąś nastolatką, co się wepchała przed kolejkę, tylko mam już 60 lat. Dokładnie za dwa tygodnie skończę, więc i tak niebawem bym się zaszczepiła. Po prostu, stało się to tydzień czy dwa wcześniej" - wyjaśniła. Afera szczepionkowa 27 grudnia w Polsce rozpoczęły się szczepienia przeciw COVID-19. W pierwszej kolejności szczepieni powinni być pracownicy sektora ochrony zdrowia. Następnie szczepionkę otrzymają m.in. seniorzy, służby mundurowe czy nauczyciele. Jednak, jak poinformował Warszawski Uniwersytet Medyczny, z puli dodatkowych 450 dawek szczepionek, które niezależenie od etapu zerowego szczepień obejmującego personel medyczny otrzymał od Agencji Rezerw Materiałowych i które musiały być wykorzystane do końca roku, zaszczepił m.in. 300 pracowników szpitali WUM oraz grupę 150 osób obejmującą rodziny pracowników, pacjentów będących pod opieką szpitali i placówek WUM, w tym 18 znanych postaci kultury i sztuki. O tym, że został zaszczepiony przeciw COVID-19 ujawnił m.in. były premier, a obecnie europoseł SLD Leszek Miller. Zaszczepieni zostali także m.in. Krystyna Janda, Wiktor Zborowski, Olgierd Łukaszewicz, Krzysztof Materna czy dyrektor programowy TVN Edward Miszczak. Czytaj też: Jacek Jaśkowiak: Ludzie, którzy zadzwonili do Jandy i Zborowskiego, zrobili słusznie