Zakaz opuszczania miasta bez odpowiednich dokumentów, restauracje czynne do 22 i zajęta najwyżej połowa miejsc w hotelach - to niektóre restrykcje wprowadzone 2 października w liczącej prawie 5 milionów metropolii Madrytu. Tego samego dnia administracja miasta zaskarżyła je do Sądu Najwyższego. Argumentowała, że przez ograniczenia miasto będzie tracić tygodniowo 750 mln euro, a całe państwo - 2 miliardy euro. Madrycki sąd przychylił się do żądań władz Madrytu. Uznał, że ich wprowadzenie godzi w hiszpańską legislację. W opublikowanym uzasadnieniu, pod którym podpisało się sześciu sędziów Sądu Najwyższego, stwierdzono, że obowiązujące zakazy są ingerencją w życie mieszkańców miasta. "Ich wprowadzenie nie usprawiedliwia ograniczania praw podstawowych" - czytamy w dokumencie madryckiego sądu. Rząd ma prawo dwukrotnie odwołać się od decyzji TSJM. Najpierw do sędziów, którzy podpisali się pod werdyktem, a potem może wnieść o kasację wyroku. Po ogłoszeniu sentencji przebywający z oficjalną wizytą w Algierii premier Pedro Sanchez nie wykluczył przywrócenia w stolicy Hiszpanii stanu alarmowego, pierwszego stopnia stanu wyjątkowego. Obowiązywał on w Hiszpanii od marca do końca czerwca. Madryt jest miejscem najbardziej dotkniętym pandemią. W całej metropolii COVID-19 stwierdzono u 255 615 osób, z których 9 634 zmarły (591,6 chorych na 100 tys. mieszkańców). W Hiszpanii koronawirus dotknął prawie 836 tysięcy osób, 32 562 zmarły. ew