Tuż przed ubiegłorocznymi świętami Wielkiej Nocy Barbara Dziuk zachorowała na COVID-19. Nie była jeszcze zaszczepiona. Zakaziła się koronawirusem na trzy tygodnie przed planowanym przyjęciem preparatu. - Zaczęła spadać mi saturacja. Kiedy leżałam w domu, w łóżku, już podczas mocnych objawów, SMS-a wysłał mi Jerzy Polaczek (poseł PiS, który także ciężko przechorował COVID-19 -red.), żebym nie czekała, tylko udała się do szpitala - opowiadała Barbara Dziuk w rozmowie z Igorem Sokołowskim. CZYTAJ WIĘCEJ: Jerzy Polaczek: W szpitalu człowiek zastanawia się, ile zobaczy zwłok Przypomniała, że w tamtym czasie "szpitale były oblężone". - Znalazłam miejsce w małym szpitalu powiatowym, gdzie otrzymałam niezbędną opiekę, dostałam osocze. Tam zaczął się dramat. Zaczęły mi wysiadać po kolei nerki, poszczególne organy. Nie umiałam sobie z tym poradzić - mówiła posłanka. Barbara Dziuk ciężko przeszła COIVD-19. "Wielką rolę odegrał ksiądz" Jak dodała Barbara Dziuk, "lekarze, widząc dramat jej sytuacji, zdecydowali wspólnie z rodziną o przewozie do specjalistycznego szpitala". - Na korytarzach widziałam ludzi, którzy umierali. To uświadomiło mi, że też mogę znaleźć się w tej grupie - wspominała. Podkreśliła, że w jej przypadku wielką rolę odegrał ksiądz. - Nie byłam w stanie w ogóle rozmawiać przez telefon. Każde słowo kosztowało mnie niesamowity wysiłek, a ból wewnętrzny, który oddziaływał na cały organizm, stwarzał myśl, że nie wiadomo, co będzie - opowiadała. - Wiara w to, że jestem tylko małym ogniwem, które może się jeszcze przydać w tym życiu dla kogoś - jestem matką, żoną, babcią - te myśli powodowały, że była mobilizacja - mówiła. Zaznaczyła, że "bez wsparcia medyków to by się nie udało, ale ta sfera psychiczna, duchowa, w momencie zapaści była bardzo istotna". Posłanka PiS: To była bardzo trudna sytuacja - Ten spokój płynący z bycia blisko kapłana sprawił, że zaczęłam się uspokajać, układać w głowie, co jest najważniejsze. W jednym momencie przed oczami stanęło mi całe życie. Powiedziałam "bądź wola Twoja". Jeśli mam żyć, to proszę o życie. A jeśli mam odejść z tego świata, to chciałam w zgodzie. W SMS-ie wysłałam serce do męża - wspominała ze łzami w oczach. - To była bardzo trudna sytuacja dla mnie, kiedy uświadomiłam sobie, że to koniec - dodała. Przyznała, że "widziała wokół siebie umierających młodych ludzi, którzy poddali się, nie walczyli". - Ta sfera duchowa jest bardzo istotna w każdym leczeniu. W moim życiu wiara jest takim filarem we wszystkich moich trudnych momentach. To mi pozwoliło przetrwać - dodała. Jak podkreśliła, "wielką rolę odgrywali pacjenci obok". - Nawzajem dodawaliśmy sobie siły, obserwowaliśmy monitory. Najgorsze było to, że nie widzieliśmy własnego monitora. Na własne oczy zobaczyłam, jak u innej osoby ten monitor zrobił się cichy. Ten moment jest bardzo trudny dla każdego, bo w tym czasie zastanowiłam się, że być może następny zgaśnie mój monitor - wspominała. "Oddział śmierci" - Leżałam na OIOM-ie. Nie bez przyczyny nazywa się go oddziałem śmierci. Tam praktycznie wszyscy pacjenci byli w bardzo trudnej sytuacji. Nie chodziliśmy, byliśmy zdani na wolontariuszy, pielęgniarki i lekarzy - opowiadała. W tak ciężkim stanie posłanka była przez dwa tygodnie. - Później przychodził rehabilitant i po kolei przywracał czynności ruchowe. To było bardzo trudne, bo każde ćwiczenie wywoływało ból, ale ten ból dawał nadzieję, że przeżyliśmy krytyczny moment - wspominała. Posłanka PiS apeluje do "niedowiarków" Pytana przez Igora Sokołowskiego, czy opowiadając swoją historię koleżankom i kolegom w klubie PiS, próbowała zachęcić nieprzekonanych do szczepień, Dziuk odpowiedziała: - Udało mi się kilka osób przekonać, natomiast zastanawiałam się, jak to się mogło zdarzyć, żeby było aż tylu przeciwników. - Dzięki szczepieniom zostały wygaszone pewne choroby. Nie mogę pojąć, że ruch antyszczepionkowy przy tej pandemii jest tak mocny. Mam nadzieje, że osoby, które są nieprzekonane do działań ingerujących w życie, może zmienią zdanie. Trzeba na ten temat rozmawiać i pokazywać dramaty - dodała. - Cały czas prowadzę rehabilitację oddechową i ruchową. Nie rozumiem ludzi, którzy nie potrafią przyjąć informacji od osób, które są autorytetami medycznymi, które nam pomagają - podkreśliła. - Na oddziale covidowym nie ma znaczenia, kim się jest i jaką funkcję się pełni. Lekarze i pielęgniarki o każdego człowieka walczyli. Nie raz widziałam łzy w oczach, jak medykom nie udało się uratować człowieka. To były ich dramaty. Apelowałabym, żeby ci wszyscy niedowiarkowie jeden dzień przepracowali na oddziale covidowym - mówiła.