Przypadek instruktora narciarskiego, który zgarnia kilka milionów złotych na sprzedaży Ministerstwu Zdrowia niespełniających norm maseczek, czy byłego handlarza bronią, kasującego dziesiątki milionów za potencjalną dostawę respiratorów, to barwne, lecz marginalne przykłady, jak się nie narobić i zarobić na COVID-19.Duże pieniądze zdobywa się inaczej. A co najważniejsze - zgodnie z prawem. Najlepiej przez Giełdę Papierów Wartościowych. Podstawowy warunek - trzeba mieć dobrą historię. Senator podtrzymuje notowania Jednym z tegorocznych ulubieńców inwestorów jest spółka Biomed-Lublin Wytwórnia Surowic i Szczepionek, obecna na głównym parkiecie stołecznej giełdy od stycznia 2015 r. W przeszłości produkowała szczepionki przeciw wściekliźnie, czerwonce, durowi brzusznemu i chorobie Heinego-Medina. W ostatnich latach były to tylko preparaty lecznicze, wyroby medyczne i odczynniki laboratoryjne. Ostra konkurencja i zobowiązania sprawiły, że kurs akcji Biomedu od kilku lat oscylował wokół 1 zł. Pandemia zmieniła wszystko. Jeszcze 13 marca br. akcję spółki można było nabyć za 58 gr. 3 kwietnia ten sam walor kosztował 4,25 zł! A potem było już tylko lepiej - 3 sierpnia notowania Biomedu osiągnęły szczyt - 30 zł! Skąd ten wzrost? Było jasne, że przed takimi firmami pandemia otwiera nowe możliwości. A pod koniec maja spółka poinformowała o planach stworzenia produktu leczniczego zawierającego immunoglobuliny, czyli przeciwciała, do terapii chorych na SARS-CoV-2. Miały one być uzyskiwane z osocza ozdrowieńców. 29 lipca Biomed zawarł umowę z Samodzielnym Publicznym Szpitalem Klinicznym nr 1 w Lublinie oraz Instytutem Hematologii i Transfuzjologii, której przedmiotem była realizacja projektu "Badania nad wytworzeniem swoistej immunoglobuliny ludzkiej z osocza dawców po przebytej infekcji wirusowej SARS-CoV-2 i jej zastosowaniem terapeutycznym u pacjentów z COVID-19". Projekt ów został sfinansowany kwotą niemal 5 mln zł przez Agencję Badań Medycznych. Inwestorzy co prawda uwielbiają takie wiadomości, lecz szybko wracają na ziemię. Dlatego 11 sierpnia cena akcji Biomedu spadła do 15,10 zł. By ponownie ruszyła w górę, potrzebne były kolejne dobre wieści. I oto 23 września senator PiS dr Grzegorz Czelej ogłosił na Twitterze: "Mamy polski lek na COVID-19! Lek, który działa. Lek, który zabija COVID-19". Kierownictwo spółki na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej ogłosiło, że wyprodukowano 3 tys. ampułek leku z osocza pozyskanego z krwi osób, które przeszły zakażenie SARS-CoV-2. Prezes Marcin Piróg zapowiedział, że badania kliniczne z udziałem pacjentów rozpoczną się w IV kwartale tego roku. A po ich pozytywnym zakończeniu lek będzie służył ratowaniu życia. Uczestniczący w konferencji senator Czelej zaapelował, by jak najszybciej dopuszczono go do użytku w "trybie epidemicznym", o którym, co prawda, nikt nie słyszał, lecz kto by się przejmował takim drobiazgiem. Wiadomość, że mamy polski lek na COVID-19, obiegła wszystkie media. Tego dnia kurs akcji Biomedu skoczył z 15,65 zł do 21,30 zł, by w kolejnych dniach ustabilizować się na poziomie 16 zł. Dlaczego? Okazało się, że zapowiedzi były zbyt entuzjastyczne. Pojawiły się wątpliwości, czy przedstawiciele spółki mogli użyć nazwy lek, czy powinni raczej mówić o "kandydacie na produkt medyczny". Komisja Nadzoru Finansowego zapowiedziała, że przyjrzy się sprawie. Co będzie dalej? Należy się spodziewać kolejnych optymistycznych komunikatów giełdowych. I wzrostów notowań akcji. Dopóki koronawirus będzie z nami, notowania takich spółek jak Biomed-Lublin będą się utrzymywały na przyzwoitym poziomie. Gdy pandemia minie, wróci szara codzienność z 60-70 gr za akcję. Koronawirusowy miliarder Podobna historia stała się udziałem notowanej na giełdzie New Connect niewielkiej spółki 4Mass. Na co dzień zajmuje się ona produkcją i dystrybucją kosmetyków. W marcu br. za jedną akcję płacono nikczemne 14 gr. 7 lipca cena wzrosła do 22 gr. Lecz gdy następnego dnia w oficjalnym komunikacie zarządu pojawiła się informacja, że 4Mass wprowadza do obrotu maseczki medyczne, notowania ruszyły. 28 lipca za jedną akcję trzeba było zapłacić 3,90 zł. Był to potężny wzrost. Po czym - jak zwykle - nastąpił zjazd. W sierpniu, gdy cena akcji 4Mass oscylowała wokół 1 zł, pojawiły się komunikaty informujące, że części swoich pakietów pozbywają się członkowie zarządu spółki. Co było do przewidzenia. Jeśli bowiem kupowali jej akcje po 12-13 gr, a sprzedawali po 80-90 gr, zysk był imponujący. Nie tak wielki jak przy cenie 3,90 zł, za to pewny i wolny od podejrzeń o manipulację kursem. Bez wątpienia jednak królem wzrostów notowań akcji na rodzimym parkiecie jest krakowska spółka Mercator Medical SA zajmująca się produkcją rękawic medycznych oraz dystrybucją materiałów medycznych jednorazowego użytku. Działa na rynku polskim, w niektórych krajach Europy Środkowo-Wschodniej i w Rosji. W połowie lutego br. jej akcje kosztowały ok. 10 zł, a 27 września rekordowe 467 zł! Prezes i największy akcjonariusz spółki Wiesław Żyznowski dołączył do grona giełdowych miliarderów. Przed wybuchem pandemii szacowano, że posiadany przez niego pakiet akcji wart był 55 mln zł. Dziś może to być nawet 2,6 mld zł! Żyznowski podchodzi do tego spokojnie. W wywiadzie udzielonym "Pulsowi Biznesu" powiedział, że nie czuje się "koronawirusowym miliarderem", co najwyżej "ulotnym miliarderem", poza tym firma "nie jest i nie będzie na sprzedaż". W ostatnich dniach byliśmy świadkami niezwykłego wzrostu notowań akcji poznańskiej spółki Inno-Gene (czyli Innowacyjna Genetyka), prowadzącej działalność w różnych sektorach biotechnologii. Zajmuje się ona inwestycjami w nowatorskie rozwiązania. Jej prezesem i głównym udziałowcem jest Jacek Wojciechowicz.16 września br. Inno-Gene opublikowała komunikat, w którym podała, że jej spółka zależna o nazwie Centrum Badań DNA zgłosiła wniosek patentowy dotyczący zestawu do szybkiej diagnostyki infekcji SARS-CoV-2, opartego na technice RT-LAMP. To bardzo dokładny test genetyczny umożliwiający identyfikację wirusa w ciągu kilku minut. Kurs akcji spółki oscylował wówczas wokół 21 zł. 28 września Centrum Badań DNA poinformowało o wpłynięciu zamówienia od indyjskiej firmy BI Biotech India Private Limited z siedzibą w New Delhi na 250 tys. testów RT-LAMP, które mają trafić na subkontynent do 31 grudnia br. Następnego dnia akcje spółki Inno-Gene kosztowały 45 zł. I pomyśleć, że pod koniec lutego płacono za nie 2,50 zł. Ciekawym przypadkiem jest Mabion SA. Firma powstała w celu wprowadzania na rynek leków biotechnologicznych najnowszej generacji. Jej największym udziałowcem jest Twiti Investments Limited z siedzibą na Cyprze. Rok temu notowania akcji Mabionu wahały się w przedziale 80-100 zł, by pod koniec marca br. spaść do 19 zł. Przyczyną były problemy związane z rejestracją oraz dopuszczeniem do sprzedaży na terenie Stanów Zjednoczonych leku onkologicznego MabionCD20. Dlatego inwestorów nie zdziwił komunikat władz spółki z 14 września, w którym informowano o zawarciu porozumienia z australijską firmą Vaxine Pty Ltd dotyczącego wypracowywania uzgodnień w sprawie potencjalnego rozwoju procesu produkcji i komercjalizacji produktu Covax-19™, mogącego stanowić szczepionkę na COVID-19. Tego dnia za jedną akcję Mabionu trzeba było zapłacić 40 zł. A 10 dni później tylko 30 zł. Być może spadek notowań miał coś wspólnego z informacją, że opisane porozumienie może zostać wypowiedziane przez każdą ze stron, jeśli do 30 października nie zostanie zawarta stosowna umowa końcowa. Na razie zatem akcjonariusze tej spółki na pandemii nie zarabiają. Zdumienie inwestorów wywołał natomiast Maciej Wieczorek, prezes spółki Celon Pharma, która niezależnie od pandemii dobrze sobie radzi na giełdzie. 22 września podczas wideokonferencji poinformował on, że Celon Pharma planuje opracowanie leku na koronawirusa. "W połowie 2022 r. będziemy gotowi do podania leku pacjentom, na początku zdrowym ochotnikom, a następnie na przełomie 2022 i 2023 r. - w zależności od rozwoju pandemii i dostępności zainfekowanych pacjentów - również szerszemu gronu pacjentów", zapowiedział prezes Wieczorek. Skoro w pierwszej połowie 2021 r. możemy już dysponować skuteczną szczepionką, lek, nad którym rozpoczęła prace Celon Pharma, może się okazać produktem niszowym. Mimo to na początku września br. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju przyznało spółce 38,9 mln zł dofinansowania na rozwój terapii na SARS-CoV-2. Wyścig po szczepionkę Za granicą w najlepszej sytuacji znalazły się wielkie koncerny farmaceutyczne, które natychmiast podjęły prace nad szczepionką na COVID-19. Zaczął się niewidziany dotychczas wyścig zespołów badawczych. Nagrodą dla tych, którzy pierwsi opracują skuteczną szczepionkę lub lek, będzie nie tylko sława, ale i zyski liczone w miliardach dolarów i euro. W połowie sierpnia br. szwedzko-brytyjski koncern AstraZeneca występujący wspólnie z Uniwersytetem Oksfordzkim uzgodnił z Komisją Europejską podstawę umowy ramowej na zakup 300 mln wyprodukowanych dawek szczepionki po wykazaniu, że jest ona bezpieczna i skuteczna w stosunku do COVID-19, z możliwością zakupu kolejnych 100 mln dawek. Na razie nie ogłoszono ceny. 18 września KE podpisała kolejną umowę. Tym razem na zakup 300 mln dawek szczepionki wyprodukowanej przez konsorcjum francuskiej firmy farmaceutycznej Sanofi z brytyjskim koncernem GlaxoSmithKline (GSK). Bruksela prowadziła też rozmowy z koncernem Johnson&Johnson, niemieckim start-upem CureVac oraz firmą biotechnologiczną Moderna. W sumie Komisja zgromadziła 16 mld euro na sfinansowanie wsparcia badań, produkcji oraz zakupu szczepionki. W połowie lipca br. CNBC, powołując się na wyższego rangą urzędnika administracji Donalda Trumpa, podała, że Stany Zjednoczone zamierzają mieć 300 mln dawek szczepionki przeciw COVID-19 do początku 2021 r. Proces produkcyjny ma być w toku, mimo braku gwarancji skuteczności. Najbardziej zaawansowane są prace koncernu Johnson&Johnson oraz wspomnianej już spółki Moderna. Firma Johnson&Johnson otrzymała 1 mld dol. wsparcia rządowego. Administracja Trumpa, która nie poradziła sobie z rozprzestrzenianiem się pandemii - dotychczas zmarło ponad 200 tys. obywateli USA - jest bowiem bardzo zainteresowana tym, by skuteczna szczepionka trafiła do pacjentów przed listopadowymi wyborami prezydenckimi. Mogłoby to zwiększyć szanse Donalda Trumpa na reelekcję, jest jednak mało prawdopodobne. Pula dla oszustów Jednocześnie po obu stronach Atlantyku pojawiły się firmy i organizacje usiłujące sięgać po pieniądze publiczne w związku z pandemią. Spory rozgłos towarzyszył sprawie ultrakonserwatywnych organizacji chrześcijańskich lobbujących przeciw aborcji, które otrzymały miliony dolarów umarzalnych pożyczek w ramach programu pomocy od rządu USA. Wśród beneficjentów znalazła się American Family Association, która w przeszłości opisywała homoseksualizm jako "zły i niebezpieczny wybór" i obwiniała gejów o Holokaust. Dotację otrzymało również Amerykańskie Centrum Prawa i Sprawiedliwości, czyli antyaborcyjna grupa aktywistów kierowana przez jednego z adwokatów Donalda Trumpa, Jaya Sekulowa. Swoją pulę starali się też zgarnąć przestępcy. 1 czerwca br. grupa hakerów zaatakowała komputery zespołu pracującego nad lekami przeciw COVID-19 na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco. Pracownicy działu informatyki tej uczelni musieli odłączyć komputery, by zapobiec rozprzestrzenianiu się niebezpiecznego oprogramowania. W wyniku tajnych negocjacji zgodzono się zapłacić hakerom 1,14 mln dol. FBI schwytało 27-letniego Kenzleya Ramosa z Lawrenceville w stanie Georgia, który namawiał przedsiębiorców, by z jego pomocą "czerpali zyski z pandemii COVID-19". Reklamował się w internecie jako wykwalifikowany handlowiec zajmujący się handlem walutami na rynku Forex. Przekonywał potencjalnych inwestorów, że rynek akcji się rozpada i jeśli nie chcą stracić pieniędzy, powinni mu je powierzyć. Obiecywał 300% zysku. Teraz grozi mu 25 lat więzienia. W Europie Zachodniej przestępcy tak się rozbestwili, że już na początku kwietnia br. Komisja Europejska rozesłała specjalne pisma do organizacji konsumenckich, ostrzegając przed oszustami, dla których pandemia oznaczała okazję do szybkich zysków. Pod koniec marca br. urzędy ochrony konsumentów w krajach UE przyjęły wspólne stanowisko w sprawie pandemii COVID-19. Ostrzeżono też operatorów platform internetowych. W Polsce Tomasz Chróstny, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, na początku kwietnia ostrzegał przed oszustami oferującymi przez internet niestandardowe walory, waluty, dobra lub surowce, których zakup ma "gwarantować" stałe i bezpieczne zyski, a także przed specjalnymi ubezpieczeniami od wirusa, "cudownymi" suplementami diety czy instytucjami proponującymi skuteczną szczepionkę, za którą trzeba było zapłacić z góry. Ostrzeżenia pewnie okazały się skuteczne, gdyż nie słychać, by nad Wisłą odnotowano wzrost liczby oszustw związanych z pandemią. Tak czy inaczej, kupując akcje spółki medycznej lub biotechnologicznej, która zapewnia, że podjęła prace nad skutecznym lekiem lub szczepionką na koronawirusa, bądźmy ostrożni. To zawsze się opłaca.Marek Czarkowski