Szpital wybudowany przez spółkę Węglokoks w pobliżu Międzynarodowego Portu Lotniczego Katowice w Pyrzowicach został uruchomiony 29 marca ubiegłego roku. Jego placówką macierzystą jest Górnośląskie Centrum Medyczne im. prof. Leszka Gieca Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. W szpitalu jest 140 miejsc, w czwartek rano przebywało tam 60 pacjentów, w tym 6 na oddziale intensywnej opieki medycznej. - W ostatnich tygodniach około trzy czwarte naszych pacjentów to osoby niezaszczepione. Czasami pytamy o to, dlaczego się nie zaszczepili. Te pytania bardzo często wywołują agresję u pytanego. Może to wynikać ze wstydu, z lęku - ciężko mi powiedzieć. Większość niezaszczepionych pacjentów żałuje tego i pytają, czy mogą się teraz zaszczepić - powiedział w czwartek dr Szymon Skoczyński. Przyznał, że osoby zaszczepione, które trafiają czasem do szpitala tymczasowego, są rozżalone tym, że zachorowały na COVID-19 i negują sens szczepienia. - Z reguły jednak przechodzą chorobę na tyle łagodnie, że możemy pokazać im niezaszczepionego chorego na łóżku obok, który tę samą chorobę przechodzi znacznie gorzej, który wymaga zaawansowanych form leczenia, a ci chorzy tego nie wymagają - podkreślił dr Skoczyński. "Szczepienia nie zwalniają nas z zachowania zdrowego rozsądku" - Pamiętajmy też, że według danych większości producentów skuteczność szczepionek wynosi 90 proc. U osób wielkiego ryzyka skuteczność szczepionek nie będzie pełna. Szczepienia nie zwalniają nas z zachowania zdrowego rozsądku - zaznaczył szef szpitala tymczasowego w Pyrzowicach. - Ta pandemia ma różne twarze. Sytuacja wyglądała inaczej na początku zeszłego roku, kiedy większość pacjentów jeszcze nie mogła być zaszczepiona, a zupełnie inaczej wyglądała pod koniec roku w wariancie delta, gdzie było dużo zgonów, a przynajmniej jedna trzecia, jeśli nie połowa hospitalizowanych była w stanie zagrożenia życia - ocenia dr Skoczyński. Przyznaje, że pandemia to także trudne psychicznie doświadczenie dla personelu medycznego: - Czasem sukcesem nie jest wyleczenie chorego, jest nim to, że zgaśnie bez bólu, nie odejdzie w samotności, choć wymaga to nieraz wielkiego trudu, żeby ten chory mógł odejść wśród swoich bliskich. Zdarza się też, że do szpitala trafiają całe rodziny. Niedawno leczono w Pyrzowicach małżeństwo 80-latków. "Pan chorował ciężko, ale pani mogła być już wypisana do domu. Pan mówił jednak, że nie chce, by żona była sama w domu, że nie da sobie tam rady. Kilka dni później mieliśmy kolejne małżeństwo, ale tak chore, że nie wiedzieli nawet, że leżą obok siebie" - wspominał lekarz.